piątek, 9 maja 2014

Nie takiego zakończenia się spodziewałam

Czułam się jak na jakimś dziwnym, powalonym tour de własna oś, która co chwilę się krzywiła i zmieniała kierunek. Zipałam i sapałam jak pedofil do słuchawki, robiąc skręty i zakręty w lewo, prawo. Lanay chyba też nie był w zbyt najlepszej formie, bo łapy same uginały się pod nim, ślizgając na kamieniach. Znaczy mi również, żeby nie było. Jak na złość jeszcze za nami pełzła cała armia zombie-wilków, które tylko czekały na moment, w którym będą mogły nas dopaść. Ja nic nie zrobiłam, jestem czysta, rączki umywam.
- Masz może jakiś pomysł, jak ich zgubić?! - krzyknęłam poprzez istny chaos i totalny rozwał.
- A wyglądam na takiego?! - odwarknął, spoglądając za siebie. Spoko, luz, kolo, ja rozumiem, że sytuacja nie ten teges, ale nie warto się tak denerwować. Złość piękności szkodzi.
- No na pojętnego wyglądasz! - wyszczerzyłam kły w hollywodzkim smiajlu, gdy nagle poczułam jak wilk popycha mnie na bok, sam skacząc za mną. Moje ciało brutalnie zderzyło się z ziemią, robiąc przysłowiowe "jeb, jeb", a mózg przelał się jednym uchem i drugim wypłynął. Jeszcze żeby dopełnić całość, przeleciałam przez krzaki i zaryłam szczęką o trawę. Nie, tym razem nie będzie peace and love.
- Zęby mi zagrały marsza pogrzebowego... - jęknęłam słabo, próbując bezskutecznie zgrzebać swe jestestwo z ziemi. Wiewiór uniósł oczy ku niebu, wzdychając z politowaniem. Kątem oka łypnął na chmarę zombiów zgromadzonych na górze (tak, sturlałam się z góry na dół), a następnie kazał mi być cicho. Westchnęłam głęboko, wreszcie mogąc złapać życiodajny oddech i klapnęłam na tyłek.
- Poszli sobie? - spytałam po chwili.
- Chyba tak - odparł.
- Em, to może wiesz, albo nie wiesz, co się tu dzieje?
- Wiem tyle, co ty - czyli praktycznie nic. Można się jednak domyślić, że to "coś" nie jest nastawione przyjaźnie.
- Ta, raczej nas nie przytuli i nie pomizia - palnęłam. - Musimy znaleźć resztę. Martwię się, że to "coś" ich znajdzie i... no, sam wiesz, co.
- Wiem, ale nie możemy teraz wyjść. Nic nie wiemy o tym czymś, a okazało się, że może nas z łatwością zabić.
- Więc będziemy tak siedzieć i czekać? - prawie krzyknęłam, podnosząc się gwałtownie z miejsca. Lanay spojrzał się na mnie, mrużąc lekko ślepia.
- A masz jakiś inny pomysł?
- Tak! - wstałam gwałtownie i wybiegłam z kryjówki. W tym momencie nie interesowało mnie to, że naraziłam siebie i Lanay'a na niebezpieczeństwo. Przecież teraz te zombie z łatwością mogły wyśledzić nas po moim zapachu. Zacząć ścigać, a następnie z zimną krwią zabić.
- Nie, tak nie będzie... - mruknęłam do siebie, przeskakując przez przewaloną kłodę. Łapy same niosły mnie przed siebie, a ja zupełnie zapomniałam o czymś takim jak "zmęczenie". Jedyną rzeczą, którą teraz musiałam zrobić, to dostać się do Sibuny, Emily i reszty, która koczowała zapewne na wyspie. Martwiłam się o nich i nie chciałam, aby coś się stało. Tak samo jak i również reszcie. Stanowczo za długo nie widziałam się z nikim, aby móc stwierdzić, że wszystko jest okej.
     W ten w oddali dało się słyszeć zagłuszone przez świstający wiatr wycie. Znajome wycie. Mimo, że ciche, jednak nadal tak bardzo znajome.
- Sibuna! - krzyknęłam do siebie, gwałtownie skręcając w tamtą stronę. Uśmiech znów zagościł na mojej paszczy, tak samo, jak za dawna. Tęskniłam za nimi. Ten czas tak strasznie się wydłużył, nie dając ujrzeć bliskich mi osób. Miałam jedynie nadzieję, że teraz to wszystko się zmieni.
     Wyskoczyłam zza zakrętu wprost na otwartą przestrzeń. Drzewa tutaj nie rosły już tak gęsto, a teren stał się bardziej nierówny i kamienisty. Rozejrzałam się gorączkowo i w ten mój wzrok przykuły trzy postacie. Chwila, chwila...
- Lila, Amree! I... JOYSELL?! - wytrzeszczyłam oczy. Jednak pojawienie się czarnego basiora aż tak bardzo mnie nie zdziwiło i nie zszokowało, jak otaczające ich zombie-wilki, które z każdą chwilą zbliżały się do nich, zacieśniając krąg, w którym ich zamknęły.
- Zostawcie ich! - warknęłam, podbiegając bliżej. Zatrzymałam się jednak gwałtownie, widząc szkarłatne kałuże krwi pod łapami trzech otoczonych wilków. Dopiero teraz doszedł do mnie fakt, że...Oni nie dadzą sobie rady.
- Reili, uciekaj stąd, do cholery! - krzyknął ktoś z otoczonych. Cofnęłam się o krok, jednak tylko o krok. Nie mogłam wykonać więcej kroków, stałam jak sparaliżowana. Stałam i po prostu patrzyłam się pusto jak zombie atakują moich przyjaciół.
- NIE! - wrzasnęłam, a spod ziemi wyrósł bluszcz, który oplótł ciała zombie-wilków i uniósł w górę. Zaczęły się szamotać, chcąc wyrwać. Kłapały na oślep paszczami i machały łapami, chcąc przeciąć bluszcz... I jednak po chwili im się to udało. Upadły na ziemię, zwracając na mnie swoje wściekłe spojrzenie i tocząc pianę z pyska. W tym momencie nie mając już innego wyjścia, przerażona odwróciłam się gwałtownie i zaczęłam uciekać.
Lila, Amree... Joysell... Oni nie żyją...
Przemknęło mi przez myśl. Poczułam, jak do oczu samoistnie cisną mi się łzy, zamazując obraz przede mną. Biegłam na oślep, starając się chociaż na nic nie wpaść. Słyszałam jednak, jak ścigające mnie wilki po jakimś czasie zakończyły swoją pogoń i po prostu odeszły. Ja jednak nadal nie przestawałam biec, sama nie wiedząc, dlaczego. Może po prostu to wszystko to było za dużo...
     W ten jednak na moje nieszczęście poczułam silne zderzenie z jakimś futrzastym czymś. Zaskoczona zachwiałam się na łapach i upadłam na tyłek.
-...Reili...? - usłyszałam znajomy, cichy głos, który przemówił do mnie.
- Huh? - uniosłam lekko łeb. Zamrugałam kilkakrotnie powiekami, chcąc wyostrzyć nieco widoczność i pozbyć się łez. Wtedy ujrzałam drobną postać białej wilczycy, a obok niej drugą białą wilczycę.
- Emily, Sibuna? - załkałam.
- Reili! Gdzieś ty była tyle czasu?! Całe wieki cię nie widziałyśmy!
Ja jednak zamiast odpowiedzieć, wpatrywałam się tempo w obie wilczyce, a następnie wybuchłam głośnym płaczem, rzucając się na nie i przytulając.
- O-ni.. nie ży-ją... - wychlipiałam.
-...Wiemy... - odparła smutno Sibuna, zwieszając wzrok. - Scythe i Lucy... Też...

~Reili~

Hm... Długo męczyłam się nad tą notką, ale w ogóle nie miałam weny i jakiegoś pomysłu ogarniętego, jak to skończyć. Padło proste rozwiązanie, że tak to się skończy jak skończyło, koniec, kropka ;c

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz