czwartek, 29 sierpnia 2013

Anubis, sen i cień.

Wewnętrzny smok? Pamiętam, że matka coś o tym wspominała...chociaż wtedy nic z tego nie rozumiałam. no bo jak uwierzyć w coś tak...nierealnego?! A jednak jeśli zobaczy się ogromnego smoka obok siebie już chyba wszystko będzie realne.  Spojrzałam na swoją siostrę. Dopiero teraz zauważyłam jak się chwieje. Jej oczy były przymknięte, tak jakby już usnęła na stojąco. Co jej jest? 
Po chwili straciła zupełnie równowagę a jej ciało opadło na ziemię.
-Anubis! Anubis! -zerwałam się na cztery łapy. Patrzyłam na nią przerażona. Czy to...czy to przeze mnie? Ja...ja nie chciałam...Co mam zrobić?!
-Anubis!!! Nie nie... -najgorsze myśli przychodziły mi do głowy. Pomogła mi...Czemu...czemu to musiało się stać? Gdyby nie ona...to...ja...bym już... Oh, dość tych złych myśli!- skarciłam samą siebie.
-Zachowaj zimną krew...-szepnęłam do siebie po cichu i przystąpiłam do działania. Przyłożyłam ucho do klatki piersiowej. Oddychała regularnie i powoli  Czyli, że...ona... tylko...śpi... ona  zasnęła ...a JA się nie potrzebnie ZAMARTWIAM?! Chyba jestem ostatnio za bardzo przewrażliwiona... Tyle ostatnio się działo... Zbyt wiele wrażeń jak na ten tydzień...Ale mimo wszystko zasnęła ze zmęczenia...przeze mnie...

 Przyciągnęłam ją do przytulniejszego zakątka jaskini, gdzie było trochę suchej trawy. Spojrzałam na nią. Wyglądała na kogoś kto stracił całą swoją siłę i jest taki...taki...delikatny? Nie wiem czy to dobre określenie. Usiadłam obok niej i otoczyłam ją białą aurą, która przynosiła spokój oraz nową energię.
-Przepraszam. -szepnęłam jej do ucha. Wiedziałam, że mnie nie usłyszy ale mimo to przeprosiny jej się należały. Położyłam się tuż obok niej i wtuliłam się w jej futerko. Miała mięciutkie, długie brązowe futro a do tego była taka cieplutka. Otulona miłym ciepłem i po części białą aurą szybko zasnęłam. 


Łąka. Kolorowa łąka na której pasą się motyle. Słońce świeci mocno i ogrzewa mnie swoim blaskiem. Zadowolona leżę wśród kwiatów oglądając przesuwające się powoli chmury na niebieskim niebie. Nagle zrywa się wiatr. Zdziwiona zmianą pogody wstaję i czuję  całym ciałem miły powiew. Zamykam oczy. Gdy bryza ustaje otwieram oczy i ... widzę przed sobą daleko góry.  Czerwone góry które nazywane były ''czerwonymi ziemiami''. Znów czuję nagły wicher. Czuję jak przeszedł przeze mnie czyjś cień. Patrzę w górę, w niebo i ...widzę jak jakiś ogromny cień przebija się przez chmury z nadnaturalną szybkością. Przymykam oczy, gdyż słońce mnie oślepiało i nie mogłam dostrzec tego ''czegoś''. Kolejny raz cień przemknął mi przed oczyma. Jedyne co zdążyłam dojrzeć to ogon. Czarno-biały ogon.  W mgnieniu oka dolinę spowiła biała mgła. Słyszę szelest. Odwracam się. We mgle widzę czyjeś oczy. Niebieskie spojrzenie tak czyste jak woda ze źródełka. 
-Kim jesteś? -pytam
-Ważne kim TY jesteś - odpowiedziało mi echo.-oraz kim MOŻESZ być... -dodało po chwili
-Kim...ja jestem...oraz kim mogę być...? 
-Jesteś ogniem, nocą i czystą mocą, ale możesz też być niczym i potężnym władcą podniebnego świata...-słyszę ciche słowa.
-Ale...kim ty jesteś?
-Jestem cząstką ciebie tak jak ty jesteś cząstką mnie. Po prostu...Obudź siebie i mnie...-ostatnie słowa były ledwie słyszalne. 
Mgła odeszła a ja pozostałam na łące i wpatrując się w chmury rozmyślałam nad prawdą znaczenia tych słów. 

~~♥~~
THE END
~~♥~~

Uff...w końcu koniec. Coś za szybko mija ta kolejka. Mam nadzieje, że inni szybko wrócą z urlopu bo pisanie bloga w pięć osób chyba nie wystarczy.
Dobra to życzę wam weny c;
 I piszcie powoli! ;D

Polowanie



Nie zdążyłam powiedzieć nic więcej, a sylwetka Connora mignęła mi przed oczami i znikła w najbliższych zaroślach. Wzruszyłam bezradnie ramionami i powróciłam do reszty. Po ostatnim… imprezowaniu z  butelkami, czułam jakby ktoś co chwilę walił mi po głowie. Warknęłam z irytacją i ułożyłam się w cieniu jednego z drzew. Kątem oka dostrzegłam sylwetkę Sibuny, oraz Anubis, które  leżały  w jaskini.
Westchnęłam głęboko, przewracając się na drugi bok. Za nic w świecie błoga nieświadomość nie nadchodziła. No kaman, to tylko dziesięć minut krótkiej drzemki.. No, może góra dwadzieścia.
- Nuuudzi mi się. – Zawyłam przeciągle. Wszyscy przewrócili tylko bezradnie oczami.
- Znajdź sobie jakieś pożyteczne zajęcie. – Ucięła Scythe. Przez chwilę jak głupia wpatrywałam się we własne łapy, aby po chwili wyskoczyć w górę niczym z procy.
- Wiem! Zaśpiewam wam coś!
- Nie! – Krzyknęli, na co cały mój entuzjazm rozpadł się na tysiące małych kawałeczków. Ponownie opadłam na ziemię.
- No to… O! Wiewiórka! – Pisnęłam radośnie, goniąc za rudym towarzyszem. Wskoczyłam w zarośla, tracąc z oczu resztę. Nie przejmując się zbytnio jak daleko idę i gdzie idę, dalej wesoło podskakiwałam za wiewiórką.
- Wiewióreczko! Taś, taś wiewióreczko! – Przystanęłam na chwilę w miejscu i rozejrzałam się po okolicy. Znajdowałam się w samym środku gęstego lasu. Promienie słoneczne z wielką trudnością przebijały się przez baldachim z liści. Na dodatek, moja wiewiórka gdzieś znikła, zostawiając mnie całkiem samą.
- Troszku creepy. – Jęknęłam, ruszając przed siebie.
       Nagle usłyszałam przeraźliwy, budzący strach i przerażenie odgłos. Krzyknęłam, wspinając się na drzewo. Chyba połamałam wtedy połowę gałęzi, ale to już szczegół.
- Kto tu jest!? Uprzedzam: Wychodź z rękami w górze pedofilu! – Zmrużyłam ślepia, rozglądając się bacznie na wszystkie strony. W ten jak z bicza strzelił, olśniło mnie.
- Głodna przecież jestem. – Pacnęłam się łapą w czoło i ześlizgnęłam się z drzewa. Oczyściłam futro z resztek gałęzi i liści, i rozpoczęłam poszukiwania pożywienia.
       Przyłożyłam nos do ziemi i zaczęłam węszyć. Po chwili wyłapałam trop sarny. Uradowana do granic możliwości, podążyłam nim. Dotarłam tym sposobem do samotnego osobnika. Był stary i schorowany. Skryłam się w krzakach i czekałam na odpowiedni moment. Gdy ofiara zbliżyła się dostatecznie blisko, skoczyłam wgryzając się jej w szyję. Sarna padła. Oblizałam kły i uśmiechnęłam się triumfalnie.
- Teraz tylko zataszczyć do jaskini. – Machnęłam zadowolona ogonem. Nagle wyczułam jeszcze jeden, nie obcy mi zapach. Był dostatecznie blisko, że mogłam go zobaczyć.
- O w dupę. – Wytrzeszczyłam oczy ze strachu. Mój mózg podpowiadał mi jedno: uciekać!


~Reili~

środa, 28 sierpnia 2013

Rudziaki

Zaraz po tym jak Anubis wywaliła nas z jaskini przypomniałem sobie, że miałem się spotkać z Rudziakami, czyli ze smokiem i Lanayem.
- No super, pewnie się spóźnię - powiedziałem na głos. Reszta wilków spojrzała na mnie dziwnie.
- Gdzie się spóźnisz? - zapytała Reili, przekrzywiając lekko głowę.
- Nie ważne. Muszę iść. Prawdopodobnie niedługo wrócę - odparłem i skoczyłem w las. One nie mogły wiedzieć.
Pędziłem na wybrzeże najszybciej jak mogłem, aż w końcu dzieliło mnie od niego jakieś pięćset metrów. Przyspieszyłem jeszcze bardziej o ile to było możliwe i wpadłem prosto na Lanaya. Spojrzałem na niego zdumiony, on na mnie. Zacząłem podnosić się z ziemi i wtedy zobaczyłem TO. Obok mnie na piasku szła mrówka. Nie taka zwykła. Wielka, tłusta i czerwona. Krzyczałem i skakałem w miejscu, bo okazało się, że wpadliśmy obaj w mrowisko. Oślepiony z przerażenia wybiegłem na plażę i wskoczyłem do wody. Mrówki spłynęły ze mnie, a ja ostrożnie wyszedłem na brzeg. Wtem moim oczom ukazał się ogromny smok, aż usiadłem z wrażenia. Lanay podszedł do mnie chwiejąc się po zderzeniu z moją pustą czaszką.
- Idioto patrz jak chodzisz - oznajmił, krzywiąc się lekko. Z góry dobiegł nas śmiech bestii.
- Skończyliście już to przedstawienie? - zapytało smoczysko.
- Tam były mrówki! - krzyknąłem przerażony.
- Przecież cię nie zjedzą - odparł Lanay.
- Mam nieprzyjemne wspomnienia z nimi w roli głównej i nie chciałbym do tego wracać - powiedziałem i uciąłem ten temat.
- No dobra. Connor wytłumaczyłem już twojemu krewniakowi, po co tu jestem...
- Komu?! - Spojrzałem na nich pytająco. - Przecież ja nie mam rodziny.
- Lanay to twoja rodzina. Daleka, bo daleka, ale jednak jesteście spokrewnieni.
- Jakim cudem? - Miałem tysiąc pytań, które kłębiły się w mojej głowie.
- Obaj jesteście potomkami ostatnich Błyskawic z tych terenów. Ojciec dziada Lanaya i twojego Connor mieszkał nad Jeziorem Neo. I jakoś się stało, że Lanay znalazł się po drugiej stronie morza, ale jego przeznaczeniem było tu wrócić.
- Błyskawic? Słyszałem o nich tylko legendy. Myślałem, że już nie istnieją.
- Bo większość nie istnieje. Zostałem tylko ja, a razem ze mną mała grupka smoków i wy.
- Czyli on jest moim kuzynem? Tak jakby? - zapytał Lanay, który chyba był do tego wszystkiego sceptycznie nastawiony.
- I mamy możliwość panowania nad burzami? Jeśli mnie ktoś wkurzy mogę strzelić w niego piorunem? - Spojrzałem z nadzieją na smoka.
- Musisz najpierw przywołać burzę. Razem jesteście silniejsi nawet ode mnie. Moglibyście wywołać taką burzę, że zmiotłaby wszystko, co znajduje się w promieniu pięćdziesięciu kilometrów, ale wyczerpałoby to wasze siły i nie dalibyście rady utrzymać jej dłużej niż dwie minuty. Nie ryzykujcie i nie bawcie się we władców świata, burz czy tego, co tam jeszcze kłębi się w waszych głowach. Poznawajcie swoje umiejętności powoli, a najlepiej razem.
- A co jeśli ja chcę wrócić za morze? Nie zostanę tu dla jakiegoś głupiego dziedzictwa! - oznajmił Lanay wyraźnie zbuntowany.
- Ale Lanay popatrz jakie mamy możliwości! - powiedziałem zachwycony.
- Może dla ciebie to jest jakaś korzyść, ale ja mam tam rodzinę! - warknął gniewnie.
- To sprowadź swoją rodzinę tutaj – oznajmił smok.
- I mają żyć z tym idiotą i resztą tej chorej watahy? Nigdy!
- Dzięki – powiedziałem urażony.
- W jaki sposób chcesz wrócić tam skąd przybyłeś? - zapytał smok.
- Nie dawno ktoś pokazał mi, że mam również moc ziemi. Mogę po wyspach dojść, aż za morze.
- Wiesz jak długo będziesz pokonywać tą odległość?
- Ważne, że pokonam – odparł i już chciał znikać w krzakach, kiedy smok dopowiedział.
- Ona nie jest ci wierna.
Lanay zatrzymał się gwałtownie i odwrócił wściekle warcząc. No pięknie. Rozjuszyłeś bestię kolego. Wilk podszedł do smoka, spojrzał mu prosto w oczy i powiedział:
- Mimo wszystko i tak tam wrócę. Jeśli to prawda, chociaż szczerze wątpię to wrócę tu, a jeśli nie to zostanę i będę mieć głęboko w dupie jakieś pieprzone dziedzictwo rozumiesz?! - Podnosił głos, aż pod koniec zaczął wrzeszczeć.
- Rozumiem – odparł smok. Czułem się jak ktoś, kto ogląda to wszystko jak widz w tym no... jak to ludzie nazywają. Wrr... w teatrze. O! Właśnie w teatrze. Dwa rudziaki - szczerze to ciekaw jestem, czemu oni są do siebie, aż tak podobni – wściekłe na siebie i gotowe rozszarpać się nawzajem na strzępy. Scena nie byłaby w ogóle śmieszna, gdyby nie to, że jeden z nich to ogromny smok.   

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Smoczysko

Nie chciałem być zaciągnięty z Connorem przez resztę wilków. Nie lubiłem ich i śpieszno mi było za morze skoro wreszcie odkryłem w jaki sposób mogę tam dotrzeć.W dodatku skoro już miałem problem ze smokiem to chciałem to wszystko szybko załatwić, a nie tka na łapu capu.
Nie mogę tak. Miałem się spotkać z potworem i Connorem na wybrzeżu, ale czekałem już dłuższy czas i nie było śladu ani wilka ani smoczyska. Było, nawiasem mówiąc dość straszne. To znaczy- nie było jakąś okropną kreaturą, to jego podobieństwo do mnie tak przerażała.
Posłyszałem gwałtowny szum jakby tysiąc ptaków zerwało się do lotu, lecz to tylko szerokoskrzydły smok począł kołować nade mną. Poczułem jak powiew powietrza delikatnie unosi mnie w górę. Nade mną rozległ się łagodny śmiech. Bestia wylądowała a ja upadłem ciężko obok.
-Witaj- rzekł miękko smok.
-E... siema.
-Gdzie twój krewniak?
-Jaki... że CO?
-Connor.
-Że powtórzę: że CO?!
-Tak niewiele wiesz?- stworzenie przeciągnęło się i wstrząsnęło swoim ogromnym łbem. Wszystko starało się robić tak tajemniczo, żeby chyba mnie onieśmielić.
-Tak. Jeszcze dwa dni temu ten skunks nie był moim krewniakiem.
-Jesteście spokrewnieni. Bardzo daleko. Ojciec twego dziada mieszkał nad jeziorem Neo. Na ziemiach Błyskawic.
-Czego? Nie kumam. Wolniej.
-Błyskawie były istotami panującymi nad burzami. Były to wilki, smoki, ptaki i inne. Żyły zgodnie dopóty władca smoków- Mias zaczął walczyć z alfą watahy Błyskawic- Bloori. stworzenia różnych rodzajów opowiedziały się po różnych stronach. Walczono zaciekle, aż pozostały jedynie dwa wilki i garstka smoków- w tym ja. Tronido. Wszystkie stąd odeszły i połączyły się z innymi gatunkami. Zostałam by strzec tajemnicy naszego dziedzictwa. Wilki przyłączyły się do rożnych watah i tak krew Błyskawic dotarła do jedynych dziedziców- ciebie i Connora. Odnalazłam was. To było moje zadanie. Ziemie Błyskawic są przeklęte dla każdego kto nie jest z ich gatunku i nie jest im przyjacielem. Bez względu na to jak szczęśliwy się tu czuje czeka go niebezpieczeństwo. Chmury się zbierają.
Złapałem się na tym że słucham jej z otwartym pyskiem. Szybko go zamknąłem. Zmarszczyłem czoło.
-Jeśli mówisz, że Błyskawice panują nad burzą... to my także?
-Tak. I to burze dają wam moc.
-Świetnie...- zacząłem się cofać. Ten smok majaczył! Nie mogłem przecież. Miałem rodzinę i musiałem do niej wrócić. Nie zostanę tu z powodu jakiegoś głupiego dziedzictwa!- Bardzo mi przykro, ale muszę zmykać...
I skoczyłem w las. Ledwo przebiegłem parę metrów, a wyrżnąłem łbem w drzewo. Wstałem, otrzepałem się i rozejrzałem. Obok mnie właśnie wstawał z ziemi Connor. Obok niego po żółtym piasku dzielnie dreptała tłusta, czerwona mrówa.

piątek, 23 sierpnia 2013

Wewnętrzny smok.

Czy Sibuna zwariowała?! Używać mocy ognia, kiedy jest się mokrym?! Przecież to niemal samobójstwo, które by się dokonało, gdyby w pobliżu nie było innego smoczego wilka!
- Szlag by to! - warknęłam i zaciągnęłam ,,stracha na wróble" z powrotem do jaskini.
Powiodłam po wszystkich ,,towarzyszach" wzrokiem pełnym wściekłości. Machnęłam gwałtownie ogonem i zaczęłam grzebać w ziemi w poszukiwaniu kamieni.
Anubis. Wypuść mnie.
NIE!
Dlaczego?
Bo nie chcę, by oni wiedzieli o tobie, Slyth.
Odpowiedziało mi ciche westchnienie wewnętrznego smoka. Zirytowana do granic możliwości pacnęłam w ziemię, uwalniając magię natury. Po chwili miałam przed sobą górę różnokolorowych kamyków.
- Na co jeszcze czekacie?! Wypad mi na zewnątrz! - warknęłam na resztę, która nadal była w jaskini.
- Ale...
- Jazda mi stąd już! - wrzasnęłam.
Nie chciałam, żeby w tym uczestniczyli, bo wiedziałam, że zaraz by mi przeszkodzili. Obserwowałam, jak niechętnie odchodzili. Widocznie polubili Sibunę. Aż za bardzo, biorąc pod uwagę, że jesteśmy całkiem inne od nich.
Kiedy ostatni wilk wyszedł, zaczarowałam nocną barierę na wejście. Każdy, kto próbuje przejść, będzie wysłany w inne miejsce w promieniu dwóch kilometrów. Przywołałam mnóstwo ognia, które skierowałam na kamienie. Zaczęłam cicho nucić rodzinną pieśń.

Ignis to po łacinie ogień,
moich krewnych korzeń.
Smocza krew we mnie płynie,
każdy dziedzic z tego słynie.
Niech Flammifera złota twą duszę odnajdzie,
a kamień drugie oblicze wtedy szybko znajdzie. *

Z płomieni oraz lawy powstałej z stopionych kamieni zaczął wynurzać się Slyth. Z lekkim uśmiechem obserwowałam, jak przyjmuje materialną formę. Był bordowo-biały. Gdzieniegdzie widniały neonowe kółka w kolorze zielonym. Pazury także były w tej rzucającej się w oczy barwie. Potrząsnął kudłatym łbem i postawił uszy na sztorc, składając pierzaste skrzydła. Spojrzał złotymi ślepiami na mnie i zmarszczył śmiesznie nos.
- No w końcu! Zacząłem nawet sądzić, że nie wypuścisz mnie jednak...
- Och, zamknij się. Ogrzej ją. - Wskazałam łapą na nieprzytomną białoniebieską kulkę.
- Immo mulier.**
Slyth przeciągnął się leniwie i legł na boku. Długim ogonem przyciągnął do siebie młodszą dziedziczkę smoczej krwi, która wręcz ginęła w nim, bowiem była dziwnie malutka w porównaniu do niego. Bowiem smok ledwie się mieścił w jaskini i był trzykrotnie większy ode mnie.
Po jakimś czasie kuleczka się obudziła i niemrawo wtuliła się w ogon Slytha, nieświadoma tego. Ciepło ciała smoka uzdrawiało smocze wilki, ale nie leczyło ran. Kiedy nosicielka uwalniała go, miast przemieniać się w niego, traciła więcej wigoru. Potrząsnęłam sennie łbem i tylko dzięki sile woli utrzymywałam się w siedzącej pozycji.
Moje ślepia uparcie utkwiły się w kulce, która po chwili całkiem się rozbudziła i z piskiem odskoczyła od gada. Widać było po niej, że się przestraszyła.
- Sibuna, poznaj mojego wewnętrznego smoka, Slytha.
- W-wewnętrznego...? - Spojrzała na mnie zdezorientowana. - Jakiego wewnętrznego smoka?
Ta jej niewiedza mnie całkiem zaskoczyła.
Czyżby nie wiedziała o dziedzictwie naszej rasy?
Najwidoczniej tak.
- To ty nie wiesz o naszym dziedzictwie?! - Nie ukrywałam tego, że jestem zaskoczona.
- N-nie... - Skuliła się i teraz bardziej przypominała kulkę niż dotąd.
Potrząsnęłam łbem i lekko się zachwiałam, ale w ostatniej chwili ustawiłam łapę tak, aby nie upaść na twardy grunt.
Slyth.
Dobrze, Anubis.
Po tych słowach spłonął się, zostawiając po sobie kupkę popiołu oraz wspomnienie tego, że był tutaj. Odetchnęłam głęboko, ciesząc się, iż zostałam pozbawiona czynnika odbierającego mi energii.
Przepraszam, że tak długo byłem na zewnątrz.
Nic się nie stało.
Anubis, przecież wiesz, jak ryzykowne to może być.
Przestań już.
Pfff... Nie myślisz w ogóle o sobie!
Powiedziałam coś?!
Odpowiedziała mi cisza. Przymknęłam ślepia i po chwili spojrzałam na Sibunę. Jej wzrok mówił wszystko. Wyglądałam na wyczerpaną, to wiedziałam. Wiele bym dała, abym mogła oddać się w objęcia Morfeusza. Wiedziałam, że chwilowo nie mogę.
- Ty też masz wewnętrznego smoka. Samca czy samicę, tego nie wiem. Smok daje nam siłę i dzięki temu jesteśmy najlepszymi wilkami ognia. Jedynym minusem tej mocy jest... wyjątkowa nadwrażliwość na wodę. Byłaś mokra, kiedy używałaś smoczej magii, co było czynnikiem twojej ,,choroby"...
Odetchnęłam ciężko i ani się spostrzegłam, leżałam nieprzytomna na ziemi. Nocna bariera powoli zanikała, przepuszczając światło słońca. Niebo zdążyło się rozpogodzić.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 * Wierszyk autorstwa drogiej Sibunki. Dziękuję ci za tak cenną pomoc!
** Immo mulier - (łac.) Tak jest, pani.

Macie tutaj Slytha. A tak dla przypomnienia jego wyglądu ;p

środa, 21 sierpnia 2013

Reili i strach na wróble

Była noc. Spałam sobie spokojnie w dosyć  sporej norze, która obecnie stanowiła naszą kryjówkę. Nagle usłyszałam przez sen jakiś hałas. Obudziłam się. Rozglądnęłam się. Mój wzrok zatrzymał się Anubis, która jak widać miała dość głęboki sen. Inne wilki również smacznie spały. Tylko pozazdrościć. Zaraz...A gdzie Reili?! Szybko wyszłam po cichu z nory i zaczęłam szukać Reili. Nigdzie nie mogłam jej znaleźć, a do tego jak na złość zaczęło padać i błyskać.
-Reili...gdzieś ty znowu polazła...- westchnęłam i weszłam z powrotem do nory. Usiadłam przed wejściem. Deszcz zaczął coraz mocniej padać. Wpatrywałam się w szare niebo.
-Mamo...czemu...czemu to wszystko musiało tak się skończyć...Czy nie mogło być wszystko normalnie...-zaczęłam się użalać. - Odnalazłam ją...odnalazłam....ale nie oczekuj ode mnie niczego więcej mamo....-szepnęłam. Deszcz padał tak mocno, że nie widziałam nic poza szarym niebem.
Może jednak warto dalej szukać Reili... -pomyślałam .Jeśli przestanę szukać to nigdy jej nie znajdę...Albo znajdzie się sama...-wciąż mocno padało, a wilki smoczej krwi nie zbyt znoszą...nadmiar wody...
-Dobra...raz...kozie...śmierć...-wyszeptałam i wyszłam na dwór. Najważniejsze aby nie używać mocy smoczego ognia podczas deszczu...
-REILI!-zawyłam. Odpowiedziała mi cisza. Niespodziewanie wpadłam na jej trop. Był to bardzo słaby zapach. Podążyłam za nim. Miałam całkowicie przemoczone futro nie wspominając już o tym że do łap lepiło mi się błoto i zapewne wyglądałam jak jakaś totalna katastrofa. Przedarłam się przez zarośla, płosząc przy tym zwierzynę leśną.  Nagle poślizgnęłam się. Zaczęłam zjeżdżać w dół po błocie jak na ślizgawce. Zatrzymałam się...a raczej zatrzymało mnie walnięcie w przewalony pień drzewa.
-Auu!!- pisnęłam- Moja głowa....-przetarłam łapą czoło. spojrzałam na siebie. Futro nie było ani trochę białe tylko szaro-brązowe. Z powodu długiej sierści miałam mnóstwo kołtunów, a w nich kawałki gałązek i liści.
Cudnie...Wyglądam jak strach na wróble! Szybciej wystraszę swoim wyglądem Anubis niż znajdę Reili...
-Aaahgruuu......Aaahgruuu......-usłyszałam głośne chrapanie niczym u niedźwiedzia.  Poszłam za głosem tego dźwięku. Deszcz powoli przestawał padać, lecz nadal błyskało. Zobaczyłam przed sobą małą norę a w niej...
-REILI?!!!!!!!! CO TY TU DO LICHA ROBISZ?! -wrzasnęłam tak, że wydawało się iż ziemia się zatrzęsła. 
-Cooo oooooo jaki......aaa......MAMUSIU?-  wybełkotała Reili.
-Przepraszam- powiedziałam i walnęłam ją łapą.
-AAAA WIELKI STRACH NA WRÓBLE!!!!
-To JA REILI! -wrzasnęłam ponownie.
-Ssiibuunaa? -wydukała
-A kto myślałaś?! Pewnei że ja! Co ty tu robisz?!
-Ja...ja ...w sumie to sama nie wiem....
-I...skąd ten dziwny zapach?!
-E...no.........ja....
-REILI!
-No cooo?
-Eh...nie ważne! Wyłaź z tej nory! -warknęłam i pociągnęłam ją za ucho.
-Aau!!
-Nie marudź tylko wychodź!
-Juuuż...juuuuż....
-CZEGOŚ TY SIĘ NAPIŁA?!
-E...no tooo właaaaśnieee...
-Wychodź!! -znów złapałam ją zębami za ucho i wywlokłam z jaskini.
-Sibuuuunnnnaaaaaaaaa zwooooooolniiiij.....
-ANI MI SIĘ ŚNI!
-Serioooo chyyyba wdaaaałaś się troooochę w swooją siostrę...-wybełkotała, a ja natychmiast spiorunowałam ją wzrokiem.
Wkrótce doszłyśmy do naszej ''watahowej'' nory. Anubis, Scythe i Connor już nie spali.
-Właź i mnie nie denerwuj!- wepchnęłam Reili, która potoczyła się pod łapy Anubis.
-E...Sibuna...?- zaczął Connor
-CO?! -warknęłam. Czułam, że zaraz po prostu wybuchnę.
-Czemu wyglądasz jak strach na wróble?- zapytała Anubis z drwiną w głosie.
-Czeeeeemu?!! ONA ci powie czemu!!!! -warknęłam, wyszłam z nory i zaczęłam strzelać ognistymi kulami w drzewo, jednak moja moc była dziwnie słaba.
-Co jej się stało? -zapytał Connor
-A ja wiem...-szepnęła Scythe.
-Sibuna...SIBUNA! -wrzasnęła Anubis.
-Czego?!- nawet na nią nie spojrzałam. Nagle poczułam drgawki. Moja moc stawała się coraz słabsza.
-AAApsik!- prychnęłam. Zaczęła mnie boleć głowa... A świat zaczął się dziwnie kręcić... Po chwili runęłam na ziemię.
***
Spokojnie Reili nadal ciebie lubie tylko mi się nie upij ponownie ;D
Anubis ratuj mnie c;
~Sibunka

Pan Gargamel



Tyle się działo. Nagle wszyscy się znaleźli. Mam za małą głowę, żeby to wszystko pojąć na raz. Jeszcze ten smok. Westchnęłam głęboko, przewracając się na drugi bok.
Czy tylko ja nie potrafię zasnąć?
Rozejrzałam się po naszej prowizorycznej jaskini, w której mieliśmy spędzić noc.
Tak, tylko ja nie potrafię zasnąć.

Zgrzebałam się z ziemi i poczłapałam w stronę wyjścia. Chłodny wiatr owiał mój pysk i wplątał się w kosmyki futra, bawiąc się nimi. Uśmiechnęłam się wesoło i potruchtałam przed siebie. Nieustraszona Reili poszukiwaczka przygód, wyrusza na swoją wyprawę w poszukiwaniu pcheł! Wyskoczyłam wysoko w górę, przeskakując zwalony pień, od razu wpadłam w lodowatą wodę.
- Aaa! Zimno, zimna, zimno – zimna woda! – Pisnęłam, wskakując na drzewo. Otrzepałam się z wody i spojrzałam w dół. Jak zwykle nic interesującego się tam nie działo, bo po co?
       Zrezygnowana opuściłam moją „kryjówkę” i ponownie ruszyłam przed siebie. Rozglądałam się uważnie na wszystkie strony, aby nie przeoczyć niczego ciekawego.
- Ło panie, znowu burza? – Jęknęłam, gdy tylko pierwsza błyskawica przecięła niebo. Lepiej sobie pójdę dalej bo jak mnie pierdzielnie to nie będzie ze mnie co zbierać, a pcheł nikt nie poszuka.
       Nagle do moich uszu doszły głośne śmiechy i rozmowy. Zaintrygowana wspięłam się na drzewo i rozejrzałam. Niedaleko mnie swój biwak rozbili sobie ludzie.
Ah te szakale piekielne niech ich gargamel porwie.
Posiedziałam tam jeszcze chwilę, gdy oni posprzątali się i uciekli. Ale tego co po nich zostało, to już nie posprzątali. Prychnęłam pod nosem i zeskoczyłam na ziemię.  Powęszyłam sobie trochę, aż tu nagle trafiłam na coś ciekawego. Usiadłam sobie naprzeciwko butelki, w której widniała jeszcze dziwnie pachnąca ciecz. Niepewnie tyknęłam butelkę łapą.
Nie rusza się, jest dobrze.
Zbliżyłam swój niezawodny nos do substancji i powąchałam ją. Szybko się cofnęłam, bo strasznie zakręciło mi się w nosie.
Ciekawe, jak smakuje.
Spróbowałam trochę. No dobra, szału nie ma ale też nie ma co wybrzydzać. Tak się fajnie lekko na duszy robi. Dobre sobie, bo zostawili chyba z pięć tych butelek. Uśmiechnęłam się, konsumując ich zawartość.
       Po krótkiej chwili poczułam, jak kręci mi się w głowie. Zatoczyłam się na bok, spotykając się z drzewem.
- Łoo! Ppfanie jaksze łasisz! – Ryknęłam do drzewa, albo drzew, które tam były. Nie jestem pewna, czy tam ich było trzy i czy one przypadkiem nie tańczyły. Może chciały się przywitać, a ja taka nie miła fuknęłam coś pod nosem tylko.
- T-trześć *hyk* - Wyciągnęłam łapę w kierunku rośliny. Chamstwo. Nie chcę się przywitać. – N-nie to nie. – Prychnęłam pod nosem idąc przed siebie. Może ja nie szłam, tylko leciałam, ale to też jest do uzgodnienia.  Fajnie mnie na boki kołysało. Jakbym na morzu była, ale zaraz mi się rzygać zachciało, więc sobie usiadłam. Nie wiem, gdzie byłam, ale raczej daleko się nie oddaliłam od reszty. Postanowiłam ich poszukać, śpiewając sobie przy tym.
- I hyc o podłogę! Panie Gargamelu, gdzie jesteś? – Wołałam, jednak nikt mi nie odpowiadał. Zrezygnowana postanowiłam uciąć sobie małą drzemkę. Znalazłam jakąś niedużą norkę, w sam raz dla mnie, po czym bez problemu wślizgnęłam się do niej. Po krótkiej chwili, z omamami i zwidami, zasnęłam.


~Reili~

Tak, nie ma to jak pisać o tym jak to się Reili upiła i straszyła zwierzęta w lesie :D  Krótka, no ale taki dzień, że się nic nie chcę i się gnije do 15 w łóżku.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Inny.

Zawyłem. Długo i przeciągle, aż moje wycie przeszło w skowyt. Zaraz po tym niebo przecięła błyskawica. No świetnie. Po prostu cudownie. Kilka minut wcześniej zatrzymaliśmy się na postój i trzeba już szukać jakieś kryjówki dla naszej "watahy". Zacząłem węszyć, a w końcu wywąchałem zapach Lanaya. Wiewióreczka opuściła mnie, kiedy spotkałem te wszystkie wilczyce. A szkoda. Miałbym, chociaż jednego kolegę, a nie same baby. Dziewczyny schowały się w jakiejś norze i wołały mnie do środka, ale ja chciałem podążyć za całkiem świeżym zapachem Lanaya:
- Zaraz przyjdę - oznajmiłem Reili i ruszyłem szaleńczym biegiem za zapachem Wiewióry.
W końcu zmachałem się i dysząc, truchtałem spokojnie. Wiatr zaczął targać drzewami, moim futrem i pojedynczymi pchłami w nim, we wszystkie strony. Kolejna błyskawica i grzmot. Ałaaa. Czasem nie chciałbym mieć tak wyczulonego słuchu. Dobra, bo jak w końcu strzeli to trafi we mnie, bo pod drzewami jestem. Nagle trawa pod moimi łapami ustąpiła piaskowi i znalazłem się na plaży i chyba nawet w porę, bo Lanay walczył o życie z Joysellem. Amree nieprzytomny leży na plaży, a oni się gryzą. Nie ma mnie dwa czy trzy dni i już chcą się pozabijać. Ten świat schodzi na psy.
- LANAY! POMOGĘ CI! - wrzasnąłem i skoczyłem do wody, po czym natychmiast z niej wyskoczyłem, bo była lodowata. Wiewióra spojrzała na mnie z politowaniem, a ja korzystając z tego, że Joysell zajęty był moim towarzyszem skoczyłem mu na plecy, unikając ponownego zetknięcia z wodą. Zacząłem go gryźć, szarpać, drapać, łaskotać, bawić się jego uszami, aż w końcu udało mu zwalić mnie do wody. Wściekłem się. Lanay rzucił się na niego, a ja z pianą toczącą się z pyska i ogniem w ślepiach skoczyłem i zawisłem u jego szyi warcząc groźnie. Wilk dalej walczył mimo, że moje kły znajdowały się kilka milimetrów od jego tętnicy. Wtem powietrze przeszył głośny ryk... no dobra on nie był głośny, on był ogłuszający. Spojrzałem w niebo i ujrzałem... uwielbiam was trzymać w niepewności... wielką wiewiórę ze skrzydłami. No normalnie Lanay 2, ale bardziej jaszczurowaty i pomarańczowy. Leciała prosto w nas z zawrotną prędkością, a wtedy moje ciało przeszyła błyskawica obezwładniającego bólu. Jaki to był ból. Puściłem Joysella i upadłem w tą lodowatą wodę. Jakby ktoś żelaznymi prętami uderzał we mnie z całej siły. Przy każdym ruchu ruszały kolejne fale cierpienia. A niech to chuj strzeli - przemknęło mi przez myśl. Coś wyciągnęło mnie na brzeg. Leżałem na plecach i oddychałem ciężko. Joysell gdzieś przepadł, a obok mnie dyszał Lanay. To chyba on wyciągnął mnie z wody. Spojrzałem w niebo, ale jaszczur gdzieś zniknął. Wtem ujrzałem wielkie, brązowe oko wpatrujące się we mnie z zaciekawieniem. Moje ciało przeszyły kolejne fale bólu. Zamknąłem oczy, ale sama obecność tego stworzenia sprawiała mi niesamowite cierpienie. Nigdy wcześniej nie czułem czegoś tak potwornego. W pewnym momencie udało mi się usiąść i otworzyć oczy. Smok leżał tuż obok mnie i Lanaya. Jego ogon otaczał nas obu i chronił przed Joysellem i Amree, który nadal leżał nieprzytomny na plaży kilka metrów od nas. Nagle z lasu wypadła Reili, a za nią cała reszta watahy plus Lilayne, która chyba przyszła z całkiem innego kierunku niż reszta. Byli... zaraz, chwila, co ja gadam... były takie zdumione widokiem ogromnego jaszczura, że nawet na nas nie spojrzały i wtedy złapałem kontakt wzrokowy z Anubis. Czarna wadera spoglądała na mnie z zaciekawieniem. Coś ze mną nie tak? Mam coś na twarzy? Przekrzywiłem lekko głowę i spojrzałem na smoka. Wpatrywał się we mnie i w Lanaya z miłością w oczach. To chyba jednak smoczyca. Przerażony cofnąłem się i prawie natychmiast upadłem, bo przez moje ciało przeszła kolejna błyskawica bólu. Nagle usłyszałem cichy, delikatny szept:
- Ty i Lanay jesteście inni. Rozumiesz? Jesteś inny.

I tak oto kończę tę niezbyt zachwycającą notkę. Przez 3 godziny udało mi się naskrobać tylko to i przepraszam was za to :C a Lanay jakby, co to napiszę ci, o co mi chodzi przez gg ;) niech mają niespodziankę, a co :D Chyba, że ci się mój pomysł nie spodoba...

niedziela, 18 sierpnia 2013

Droga do domu?

Drzewa waliły się z łoskotem, iskry sypały się i przez dłuższy moment zajęty byłem uskakiwaniem przed nimi. Ochłonąłem wreszcie i spojrzałem trzeźwo na Amree'go.
-Co ty ku*wa wyrabiasz?!
-O, nauczyłeś się nowego słowa na k? Brawo- odparł i kontynuował powalanie drzew.
-Ale...no, no nie rób tego!
-A jak mam się ciebie pozbyć?
-Haha. Miły jesteś. Chodzi o to... ja chyba... mogę zrobić to sam.
-Posiadasz moc wody? Albo natury?
-Nie ja...
Opowiedziałem mu o tym jak pod jego bratem otwarła się ziemia i jak sam wpadłem do podobnej dziury i po wielu godzinach lizania ran w końcu  spróbowałem zmusić grunt pod łapami by wypchnął mnie na powierzchnię i o tym jak w końcu zrozumiałem, że także posiadam moc.
-Masz moc ziemi. Nigdy o tym nie słyszałem...prócz oczywiście mojego brata, choć jego jest słabsza-mówił w zamyśleniu-  możesz spróbować stworzyć most. Albo coś w tym rodzaju. Cóż mogłeś powiedzieć wcześniej. Nie musiałbym robić tyle syfu-dodał zgryźliwie.
Poszedł ze mną na wybrzeże. Niebo przesłoniły sine chmury i ciepłu wiatr szarpał naszą sierścią.
-Jak... mam to zrobić?- spytałem.
-Po prostu pomyśl o tym o czym chcesz, żeby się stało z gruntem.
Podszedłem niepewnie do wody. Delikatnie obywała moje łapy. Uniosłem jedną delikatnie i... postawiłem ją na powierzchni wody. Pod nią utworzyła się maleńka wysepka z piasku Uniosłem drugą łapę i śmiejąc się postawiłem ją dalej. Przeszedłem tak kilka kroków i z uśmiechem na paszczy odwróciłem się do Amree'go. Zamarłem. Nie było go tam. Przede mną stał jego brat. Nie miałem gdzie uciekać tym razem. Jego wargi zadrżały, z gardła dobył się głuchy warkot. Piasek na plaży zawirował i pomknął w moją stronę. Przygotowałem się i odbiłem od siebie tworząc z niego tarczę. Wilk uderzył we mnie falą morskiej wody która zalała mi oczy i oślepiła mnie, lecz nie zmyła z mojej prywatnej wysepki. Szczeknął i rzucił się poprzez fale prosto na mnie. Niebo przecięła błyskawica. W jej świetle ujrzałem kołującą nad nami bestię. Z lasu dobył się skowyt. Connor. 
Josell zacisnął szczęki na moim gardle.

piątek, 16 sierpnia 2013

Za kim się stęskniłeś?

        Królicze udka są takie pyszne. Lecz z drugiej strony są małe i nie można się nimi najeść. Zawsze można by pójść i złapać kolejnego kłapoucha, jednak do tego nie można być takim leniem jak ja. Sapnąłem z niezadowoleniem i obróciłem się na bok, a mój wzrok przyciągnęła sterta obgryzionych z mięsa kości. Znów zacząłem myśleć jak z wielką chęcią zjadłbym coś jeszcze. Złapałem ze złością najbliżej leżący gnat i zacząłem go łamać.
        Ostatnio w lesie zapanował przytłaczający spokój. Po akcji z demonami wszyscy gdzieś zniknęli. Z tego co wywnioskowałem po zapachach pozostawionych w okolicy włóczyli się radosną bandą. Zanudzić się idzie, nie ma nawet kogo irytować. Nieświadomy tego co robię złamałem następną kostkę, która pękła z cichym trzaskiem. Automatycznie sięgnąłem po następną, jednak moja łapa natrafiła na ziemię. Otrząsnąłem się z myśli i rozejrzałem. Na ziemi leżały szczątki połamanych kości. No cóż zabawa się skończyła, teraz znów będę umierał z nudów.
        Położyłem łeb na ziemi i z pasją w oczach zacząłem się przyglądać swoim pazurom. Nie wiem nawet ile czasu minęło kiedy leśną ciszę przerwał trzask. Bez większego entuzjazmu zastrzegłem uszami, kiedy jednak żaden więcej dźwięk nie przerwał ciszy, powróciłem do swojego pasjonującego zadania. Jeszcze nawet dobrze nie odpłynąłem kiedy nagle trzask się powtórzył, a po nim następny i kolejny. Tym razem podniosłem się z ziemi i czujne zacząłem węszyć. Po chwili dotarło do mnie kogo to przywiało w moje skromne progi. Zadowolony iż to nie stuknięty brat wybiegłem wilkowi na przeciw.
         Po krótkiej chwili go dostrzegłem, mały, rudy bez wyrazu. Jak ja dawno go nie widziałem, ostatni raz chyba kiedy posłałem go w przestworza razem z Connorem. Na to wspomnienie jadowity uśmiech wypłynął na mój pysk. W tym samym momencie Lanay mnie dostrzegł. Jego źrenice zwęziły się w nagłym napływie złości:
-To ty!-warknął i rzucił się w moją stronę.
Wywróciłem oczami i bez większego przejęcia wyciągnąłem przed siebie łapę, blokując tym samym rudzielca. Wilk napierał na nią i starał się wywinąć jednak jakoś to nie skutkowało. Zerknąłem na niego rozbawiony, gdy między czasie mówił:
-Masz jeszcze czelność pokazywać mi się na oczy! Ja ci pokażę ! Szkoda, że tu Connora nie ma, we dwóch spuścilibyśmy ci niezły łomot . Sam jednak też sobie poradzę! Obiję ci ten śliczny pyszczek, aż będziesz błagać o litość!!!
Spojrzałem na swoją łapę przytrzymującą go za łeb w bezpiecznej odległości i z powrotem na bezradnie wywijającego pazurami wilka:
-Masz to zamiar zrobić teraz, czy może za chwilkę?- mruknąłem powstrzymując się od śmiechu.
Wilk w końcu przestał się szamotać, spojrzał na moją łapę na swoim czole i strzepnął ją ze złością:
-Widzę, że komuś humorek dzisiaj dopisuje.-syknął nie spuszczając ze mnie wrogiego spojrzenia.
-Błagam cię...nie zauważyłeś, że jestem urodzonym komikiem?
-Wiesz błysnął mi taki wniosek między atakiem demonów, a wyrzuceniem w powietrze.-warknął.- A tak poza tym nie powinieneś włóczyć się po okolicy i planować jak by tu pourywać nam głowy?
-Psychopatą jeszcze nie jestem.-uniosłem kąciki warg, gdy zaczął się nad tym zastanawiać.-A pytanie brzmi dlaczego ty samotnie się wałęsasz?
-Jeśli ci o to chodzi, to nie planuję niczyich zgonów.... a tak w ogóle co cię to wszystko tak interesuje?
-Można powiedzieć, że jestem tak znudzony, że nawet rozmowa z tobą wydaje mi się zajmująca.
-Aaa, czyli to dlatego jeszcze stoję na ziemi?-prychnął.
-Zaskoczę cię, ale rzadko mi się zdarza rzucać kimkolwiek.-uśmiechnąłem się sucho.-A teraz odpowiesz mi na wcześniejsze pytanie? Dlaczego nie dołączyłeś do baraniego stadka?
- To nie twoja sprawa, jednak powiem ci tylko tyle, że nie mam na to czasu.- mruknął i mnie wyminął kierując się w stronę morza.
-A rozumiem... zawalony kalendarzyk. Spa, kino, restauracje.- wstałem i zacząłem truchtać za nim.
Prychnął i zerknął na mnie z ukosa:
-Masz tak zamiar wlec się za mną?!
-Przecież mówiłem, że się nudzę.-odpowiedziałem jak by to była najoczywistsza rzecz na świecie.
Zatrzymała się i stanął gwałtownie przede mną:
-Posłuchaj nie mam czasu ani ochoty użerać się z tobą! Musze jak najszybciej wrócić za morze i tak za długo zwlekałem.
Zignorowałem bijącą od niego furię i zacząłem szybko myśleć, żeby zyskać na czasie powiedziałem:
-Stęskniłeś się za mamusią, żeś taki drażliwy?
-Jeśli musisz wiedzieć to za pewną wilczycą, która nie jest moją matką!-warknął.
Zbił mnie całkowicie z tropu:
-Ile ty masz właściwie lat?
-Dwa i pół...
-I masz partnerkę....i zaskocz mnie do reszty, jeszcze może furę dzieci?
-Pogięło cię?-zapytał, jednak widać było, że jest z siebie dumny.
Pokręciłem zdumiony głową, nic w życiu nie było by mnie w stanie bardziej zaskoczyć, chyba jedynie to gdyby powiedział, że ma jednak dzieci:
-To co ty tu robisz? Siedzisz od paru miesięcy na plaży i na co czekasz?
-Na statek.
-Taaa, chyba kosmiczny.-uniosłem z pogardą brwi.
-A co niby mam robić?
-Jesteś przecież wilkiem.
-Nie no, spostrzegawczy jesteś, gratulacje.-warknął i już chciał się odwrócić i odejść, jednak moje następne słowa go zatrzymały.
-Magicznym wilkiem.- patrzyłem na niego jak się powoli odwraca.
-I co z tego? Magia to nie jest coś czym należy się szczycić, to nie jest nic przydatnego!
Spojrzałem na niego jak na idiotę:
-Nic przydatnego? Jednak jesteś debilem.
-A ty uważasz, że jesteś taki mądry?-warknął.
-Ja tak nie uważam, ja to wiem.
W momencie kiedy to powiedziałem korzenie pobliskiego drzewa stanęły w płomieniach. Lanay ledwo zdążył odskoczyć, gdy drzewo zwaliło się w miejscu w którym przed chwilą jeszcze stał:
-Co ty do cholery jasnej robisz?-warknął i wyszczerzył ma mnie kły, gotowy do ataku.
Spojrzałem na niego z wyzwaniem:
-Statek...
________________________________________________________________
Nie wiem Lanay czy pasuje ci ta notka, ale taką miałem wenę, jak by co da się to zawsze zmienić. Tytuł do dupy, ale siedziałem pół godz. i nic nie mogłem wymyślić.

AMREE


       

czwartek, 15 sierpnia 2013

Prawda wyszła na jaw.

Dedyk dla kochanej Anubis ;*
Szliśmy wszyscy w kierunku jeziora Neo. Co jakiś czas spoglądałam kątem oka na Anubis. Nie wyglądała na zbytnio zadowoloną z wędrówki razem z nami. No i do tego ta wymyślona wataha Reili...A może ona mówiła serio?! W sumie nie byłoby tak źle dołączyć do jakiejś watahy. Dzięki temu byłabym bezpieczna...Tylko co z Anubis? Czy ona mi kiedykolwiek uwierzy, że jest moją...To i tak bez znaczenia! Skoro nawet nie chce mnie posłuchać to może i lepiej... Spojrzałam jeszcze raz na Anubis, lecz tym razem zauważyła.
-Czego się tak gapisz?! -warknęła do mnie. Zmrużyłam oczy.
-Nie można sobie popatrzeć na kochaną sio...-już miałam dokończyć gdy skoczyła na mnie i powaliła na ziemię.
-Mówiłam ci już...Nie jestem twoją siostrą. -wysyczała mi do ucha przez zęby.
-Ej co wy robicie?-zapytała Reili. Inni patrzyli na nas nieco zdziwieni.
-Złaź ze mnie!-warknęłam i odepchnęłam ją całą siłą.  Trochę dziwnie to wyglądało jak małą wilczyca ''ok. 1,5 roku'', spycha z siebie dorosłą wilczycę ''ok. 3 lata''.
Nadal leżałam na ziemi i to na plecach. Anubis podniosła się wściekła i nagle na jej pysku pojawił się wielki znak zapytania.
-Ty...
-Co....a...uj...-dopiero teraz zdałam sobie sprawę o co jej chodzi.
-Dobra co wy robicie, bo już naprawdę nie wiem jak mam was zrozumieć!-podeszła do mnie Reili.
-Twój...znak...-wybełkotała Anubis. Szybko wstałam na cztery łapy.
-Dlaczego...jak to możliwe...
-Oj błagam ciebie, przecież i tak ci mówiłam, ale mnie nie słuchałaś!- warknęłam. Miałam już wszystkiego dość.- No, proszę cię. Sibuna-anubiS ?! Czy to tak ciężko zrozumieć?!  Jesli nie chcesz to nie! Nie musisz się do mnie przyznawać!- krzyknęłam i szybkim krokiem poszłam na przód.
-O czym ona mówiła? -zapytała Scythe
-Zaraz, zaraz....Anubis- sibunA?! Wasze imiona są odwrotnością?!-zdziwiona Reili podsumowała to co przed chwilą powiedziałam ja sama.
-To niemożliwe...-szepnęła i szybko podbiegła do mnie.
-Czego chcesz?
-Dowiedzieć się prawdy!
-Po co? Przecież uważasz mnie za małą, wścibską kłamczuchę, mam rację?!
-Więc mi wyjaśnij!
-Wyjaśniłam ci! JESTEM TWOJĄ SIOSTRĄ! -krzyknęłam jej w ''twarz''
-....?!-Scythe, Lucy i Connor spojrzeli na nas dziwnym wzrokiem, jakby chcieli znaleźć jakieś podobne cechy wyglądu, za to Reili...
-Jesteście siostrami?! Super!!! Nawet jesteście do siebie podobne...
-Reili! -krzyknęłyśmy do niej w tym samym czasie.
-I od razu widać, że siostry!- zaśmiała się ale zaraz po tym zgromiłyśmy ją wzrokiem.
-Idziemy nad te jezioro czy nie?!- zapytałam
-Jasne…- Reili grzecznie pokiwała głową- Wataho! Nad jezioro marsz!
Poczekałam aż wszyscy mnie miną. Postanowiłam iść z tyłu, lecz Anubis nie chciała mnie zostawić w spokoju.
-Nadal chcesz mnie dręczyć?
-Tak. Z jakiego rodu jesteś? –zapytała szeptem. Widocznie chciała się upewnić.
-Dziedziczka smoczej krwi. Mówi ci to coś?
-Tak… Aż za dużo. Gdzie i kiedy się urodziłaś?
-Ok. 7,5 roku temu. Latem. Na gorących ziemiach.
-Wtedy gdy była wojna…
-Nic dziwnego, że o mnie nic nie wiedziałaś.-odrzekłam suchym tonem
-Bardzo rzadko bywałam w rodzinnej jaskini …Ogólnie włóczyłam się po terenach…Czy…wiesz może…co się stało…z matką…? –zapytała z wahaniem
-Matka uciekła ze mną tuż po narodzinach. Jednak miała głęboką ranę do której wdarło się zakażenie i zmarła w ciągu 4 miesięcy. Jej ostatnie wypowiedziane słowa to…-głos mi się na chwilę zawiesił
-To co ?-dopytywała się. Spojrzałam jej prosto w oczy.
-Odnajdź swoją siostrę Anubis.- powiedziałam i spuściłam wzrok.
-To wszystko co chciałaś wiedzieć?- zapytałam po chwili gorzko. Nawet jeśli była moją siostrą, to i tak wiedziałam, że zapewne nie będzie traktować mnie jak siostrę. Przynajmniej tak myślałam. Spełniłam ostatnią prośbę matki, ale nie miałam zamiaru ufać Anubis.
-Tak. To wszystko. –szepnęła. Gdy to usłyszałam dogoniłam Reili która szła na samym przodzie. Chyba o nas trochę rozmawiali ale nie obchodziło mnie to. Już bardziej ufałam Reili niż Anubis.
***
A teraz proszę o komentarze, szczególnie o twój Anubis ! x)
~Sibunka