czwartek, 31 października 2013

Kłopoty z sercem? Jak to się zaczęło, Akt Pierwszy.

Uciec i nigdy nie powrócić. Tego pragnąłby każdy słaby wilk. Słaby wilk. Nie uciekniesz od wspomnień, od wydarzeń,
Od tego kim jesteś.

Potrząsnęłam gwałtownie łbem odganiając jak zwykle dobijające myśli. Truchtałam spokojnie przez las nie interesując się tym, co się dzieje wokół. Właściwie, gdzie zmierzałam?
- Daleko. - mruknęłam do siebie.
Lucy dostała fioła na punkcie Connora. Czyżby miłość? W jej przypadku to możliwe, ale kto to wie? Westchnęłam głęboko przyśpieszając do wolnego biegu. Teraz już wiedziałam, gdzie zmierzam. Do morza.
Po jakimś czasie musnęłam spodem łapy taflę zimnej, morskiej wody. Mój wzrok skierowany był w horyzont. Przypatrywałam się jak ptaki lecą wysoko pod niebem rozpoczynając swoją wędrówkę do innych, może piękniejszych miejsc.
Wtedy uderzyło mnie dziwne uczucie. Uczucie ogromnej pustki w sercu. Przymknęłam fioletowe ślepia i westchnęłam głęboko znowu pozwalając napłynąć do mojego umysłu setce bolesnych myśli. Posadziłam zad na ziemi i spuściłam łeb pomrukując cicho. W tym momencie zastanawiałam się nad życiem w samotności. Że niby miałam należeć do watahy? Nie. Ja kompletnie tu nie pasuję. Nie należę do tego miejsca, czy świata. Z mojego gardła wydobyło się głośne i ostrzegawcze warknięcie.
- Weź się w garść, Scythe! Zachowujesz się jak szczeniak. - zganiłam siebie.
Zamknęłam oczy i westchnęłam głęboko. Mój ogon poruszał się odgarniając mokry piasek. Po chwili po prostu przewróciłam się na bok uderzając nim w ziemię. Leżałam tak w bezruchu pozwalając by woda delikatnie dotykała czubka mojego łba. Poczułam jak ogarnia mnie ciemność i odbiegłam wprost do krainy Morfeusza.
Wszędzie wokół rozbrzmiewały pikania elektronicznych urządzeń. Do pomieszczenia pełnego komputerów weszła ok. 30 letnia kobieta ubrana w skafander anty promieniotwórczy. Powoli podeszła do mężczyzny siedzącego przy jednym z komputerów.
- Co z nią? - spytała od razu.
- Były małe komplikację. Ale już jest wszystko dobrze. 69 ponownie jest w stanie uśpienia. Póki co jej stan jest stabilny.
- Za ile będzie można ją wyjąć? 
- Dwa góra trzy miesiące jeśli nie powtórzy się nic takiego jak dzisiaj.
- Rozumiem. - burknęła tylko zimno i po chwili wyszła. 
***
 Ciemność. Wszędzie ciemność. I wszechogarniająca cisza. Nawet nie było słychać najmniejszego oddechu, a przecież w pomieszczeniu ktoś leżał. A raczej nie ktoś, lecz bardziej pasowało do TEGO określenie COŚ. 
Czułam jak coś łomocze w moim ciele. Co to było? Nie wiem. Akurat w tym momencie najmniej mnie to obchodziło. Nie mogłam wstać. Nie mogłam się ruszyć. Gdzie jestem? Co się dzieje? A co najważniejsze...
Kim jestem? 
Powoli, ale to bardzo powoli doszłam do wniosku, że należy najpierw zobaczyć gdzie jestem. Tylko jak? Czym spojrzeć? Doszłam w końcu do wniosku, że potrafię "otwierać oczy", cokolwiek to miało znaczyć. Byłam kompletnie zdezorientowana, lecz po chwili uchyliłam bardzo powoli powieki. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to..
NIC. Mrok ogarniający pokój.
Zamrugałam gwałtownie i uniosłam łeb do góry. Wszystkie moje narządy zaczęły po chwili "budzić się do życia". Od razu wszystko zobaczyłam. I pierwsze co rzuciło mi się w oczy to dziwne metalowe pręty wystające z podłogi. Co to ma znaczyć? Powoli podniosłam swoje wielkie i wydające się niemożliwie ciężkie cielsko. Stanęłam na ugiętych łapach i jeszcze przez chwilę pozostawałam w całkowitym bezruchu. Moje zmysły zaczęły pracować. Wtedy mogłam przyjrzeć się sobie dokładnie. Miałam długi ogon do którego na końcu przyczepione było cienkie ostrze. Machnęłam nim parę razy. Uśmiechnęłam się ukazując rząd długich i ostrych kłów. Potem zauważyłam, że z mojego grzbietu wystają skrzydła. Rozprostowałam je i zamachałam nimi. Wypróbowałam również swoje długie pazury. Wtedy dopiero zajęłam się "klatką". Przyjrzałam się dokładnie temu czemuś i potarłam o to łbem. Nie było za silne. Naparłam na nie, a one od razu ugięły się pod moim ciężarem, lecz wtem całe pomieszczenie rozświetliło jasne światło. Warknęłam cofając się do tyłu w przyjazny cień, ale nie było mi dane nawet chwilę się tym pocieszyć. Usłyszałam świst i coś wbiło mi się w zad. Od razu poczułam jak upadam na bok, a moje oczy zaszły mgłą.

środa, 30 października 2013

Dzień pełen wrażeń

Biegłam w stronę lasu. Jak na dwunogów byli dość szybcy, lecz nie wystarczająco. Jak oni umieją upolować coś sobie do jedzenia?! A no tak...zapomniałam mają te swoje rurki na szyszki czy co tam, a teraz są wymierzone we mnie. No tak ja tu sobie myślę jak polują, gdy właśnie chcą upolować mnie! Nie doczekanie ich... Co chwila zmieniałam kierunek biegu, uważając na to by przypadkiem nie wpaść na jakiś krzak czy chociażby drzewo. Usłyszałam świst. W drzewo trafiła jakaś kolorowa strzałka. Nie biegli już za mną jednak strzelali. O nie...Udało im się wyprowadzić mnie dosłownie w pole! Przede mną rozlegała się równina. Kolejna strzała. O mały włos!  Muszę coś zrobić...Jakoś się bronić...ale przy ich strzałkach i tak nie mam zbyt dużej szansy...Co robić?! Nie! Nie myśl co robić! Po prostu zrób to! 

Wiedziałam, że zdążyli już mnie otoczyć. Czułam ich obecność ze wszystkich stron. Skupiłam się na wywołaniu jak największej mocy. Energia emanowała wewnątrz mnie. Po chwili stworzyłam ognisty krąg wokół ludzi. Złote płomienie nie chciały nikogo przepuścić przez swoje gorące ściany. Zdezorientowani próbowali jakoś ugasić ogień, jednak on stawał się coraz większy i większy. Ciężko jest zapanować nad tym żywiołem, gdyż nie ma się całkowitej kontroli nad nim. Przeszłam przez barierę płomieni, jednak dwunodzy nawet tego nie zauważyli. Gdy byłam już w głębi lasu, opuściłam barierę. Pobiegłam pędem do ich siedziby i po chwili wszystko stanęło w płomieniach. Ogień spalił wszystkie ich dziwne wynalazki. Nagle usłyszałam ich kroki.

 Popędziłam przed siebie, w sam głąb lasu. Gdy byłam pewna, że nikt mnie goni odetchnęłam z ulgą. Nagle przypomniałam sobie o nowej wilczycy- Ninie. Mam nadzieję, że sobie poradziła...Choć podsumowując dzisiejsze wydarzenia, to raczej ona martwiła się o mnie. -pomyślałam. Najbardziej jednak zastanawiałam się gdzie jest Anubis i ...skąd te czarne futro? Czyżby ktoś tam już był? Byłam pewna, że to właśnie tam ją odnajdę...Może ktoś zrobił to przede mną? Sama nie wiem...
Położyłam się na miękkim mchu i zasnęłam. Śnił mi sie koszmar.

Biegłam przed siebie. Nagle zobaczyłam parę łap od siebie Anubis. Już chciałam się z nią przywitać, lecz nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Anubis oddalała się z każdą sekundą. Krzyczałam do niej, jednak nie słyszała mnie. W końcu ciemność ogarnęła moje myśli,a koszmar się skończył. Była tylko nicość i czarna próżnia.


Obudziłam się. Słońce już zachodziło za horyzont.
-No w końcu się obudziłaś! Spałaś jak suseł!
-Nina?!- byłam zaskoczona jej obecnością. Usiadłam przed nią.
-Czekaj sprawdzę! Hmmhm...tak to ja!- zaśmiała się
-To było pytanie retoryczne.
-A to był żart!- znów się zaśmiała
-Mniejsza. Cieszę sie, że żyjesz.
-Ja też sie cieszę. -uśmiechnęła się - I po co głuptasie szłaś do ich ''pieczary'' ?! -potarmosiła mnie po grzywce
-Już i tak jej nie mają.
-Hm?
-Spaliłam ją.
-Co zrobiłaś?!
-...spaliłam.
-Masz moc ognia?-zapytała mnie przypatrując się mi uważnie
-Tak. -odpowiedziałam- A ty zapewne też jakąś masz.
-Owszem, wody i ziemi.- uśmiechnęła się dumnie
-No to nie mamy wspólnej mocy.
-A jaką jeszcze masz?- znów przyglądała mi się badawczym wzrokiem.
-Kiedyś zobaczysz.
-Pooooowieeedz!
-Dowiesz się kiedyś...
-Prooooooooszę!
-Nie dasz mi spokoju co nie?
-No nie dam. -na jej pyszczku zakwitł szatański uśmieszek.
-Nocy i białą moc...
-Co to biała moc?
-To taka energia dzięki czemu mogę leczyć rany...Ej no nei zadawaj mi tyle pytań!
-Ale jeśli nie zadam ci pytań to sie niczego nie dowiem.
-Przyszłość ci pokaże.
-Przyszłość, przyszłością...Patrz! Widzisz tego ptaka?! To właśnie była teraźniejszość teraz nastała przyszłość.
-Twoja filozofia jest tak prosta że aż trudna. Hm...Pytałaś o Emily, prawda?
-Tak! wiesz może gdzie ona jest?!
-Chodź za mną. Jeśli nam się powiedzie dotrzemy za nim zapadnie całkowita noc.
-A więc chodźmy! Cel-Emily!
-A dokładniej rozbrykana wataszka.-poprawiłam ją
 -Kierunek-..?
-Północ.
Przez całą wędrówkę Nina zasypywała mnie pytaniami, albo śpiewała, albo nuciła, a później znów pytała.  Co chwila słyszałam coś o jeleniach, o wilkach, a później to już w ogóle disco polo.
Ja naprawdę nie wiem jak one te piosenki wymyślają...  
***
Ale ja sie z tą notką męczyłam..ale na szczęście juz koniec ;P
~Sibunka

poniedziałek, 28 października 2013

Detektyw Nina wkracza do akcji......

Biegłam przez las. Całkiem tu przyjemnie. Drzewa, kwiaty, krzaki.  Ale tyle drzew, że chyba jeszcze nikt tego nie skatalogował i policzył. Może ja się za to wezmę... Nie za dużo roboty. Nie dla mnie. Nagle zaburczało mi w brzuchu. Uhuhu pomyślałam. Pora rozpocząć misję ,,Obiad''. Punkt pierwszy, gwałtowne hamowanie i skręt, by nie przywalić w drzewo. Dobra stoję. Teraz punkt dwa szukamy jelonka lub zajączka. Hmmm.... Po chwili wyczułam stadko jeleni. Poszłam w stronę zapaszku i nagle zobaczyłam je zza krzaków(krzaki też przydałoby się policzyć w tym lesie). Wybrałam najładniejszego na cel. Punkt trzeci upolować. Dobra no to do roboty. Skok i lądowanie na wybranym celu. Jest siedzę na nim. Zaczął wierzgać i rzucać się gdy reszta uciekła. No masz, ale kumple zostawili kolegę.
-No, no, no prrr jelonku, bo na schab pójdziesz-zawołałam udając kowboja.
Nie wiem po co, bo wiadomo, że pójdzie na schaboszczaka dla mnie albo mielonego. W końcu przegryzłam mu tętnicę i padł martwy. Więc teraz punkt 4 programu i mój ulubiony jedzenie. Mmmm, ale pyszny. Tak się zajęłam pożywianiem, że nie zauważyłam, iż ktoś za mną stoi.
-Witaj-usłyszałam ze sobą.
Odwróciłam się. Za mną stała biało-niebieska wadera.
-Cześć- odpowiedziałam-Jak się nazywasz?
-Jestem Sibuna. A ty?
-Nazywam się Nina.- odparłam wesoło- Czy widziałaś gdzieś podobną do ciebie białą wilczycę?
Spojrzała na mnie mrużąc oczy.
-Coś mi się zdaje, że chodzi ci o Emily.
-Znasz ją?? Jak się ma?? Dobrze się czuje??
-Później ci powiem- powiedziała-teraz muszę coś zrobić.
-Co musisz zrobić?? Dokąd idziesz?? Kiedy mi powiesz?? Mogę iść z tobą??
-Możesz, ale jak będziesz cicho.
-Okej. A jaka jest misjon imposible??- zapytałam.
-Musimy kogoś znaleźć.
-Kogo??
-Później.....
Szłyśmy jakiś czas, ale nie wytrzymałam i zaczęłam skakać wokół Sibuny jak wariatka. Ta tylko przewróciła oczami i szła dalej. Ciekawe kogo musimy ratować pomyślałam. Już miałam zamiar wyskoczyć z krzaków i zacząć śpiewać, gdy Sibuna złapała mnie i ściągnęła na ziemię. Spojrzałam na nią pytająco.
-Cicho-warknęła i wyjrzała z krzaków.
Po chwili sama wyjrzałam. Pierwszym co ujrzałam byli....... LUDZIE. Raz dwa wycofałam głowę.
-Czyś ty zwariowała?!-powiedziałam do Sibuny.
-Nie... A co?
-Idąc tam popełnisz samobójstwo- powiedziałam- Człowieki są bezlitosne, widziałam jak mordują i porywają.
-No to tu zostań ja idę-powiedziała i po cichu wyszła z krzaków.
Patrzyłam jak się skrada się wzdłuż wielkich jaskiń(namiotów). Po chwili zniknęła mi z oczu. Chodziłam w tę i z powrotem martwiąc się o nią. Minęło koło godziny i cisza. Nie ma jej. Wyjrzałam zza krzaków. Nikogo nie ma. Krążę dalej. Znów wyglądam. Ludzie wrócili. O nie krzyczałam w myślach. Muszę ją znaleźć.
-No dobra.... detektyw Nina wkracza do akcji-powiedziałam cicho i zaczęłam się skradać.
Nie było tak źle jak. Człowieki nawet mnie nie zauważyły. Mają za słaby wzrok i węch, by mnie wykryć, muahahah. Zaczęło mnie to bawić.
-Dobra partnerze zielona trawo czy widzisz poszukiwaną-spytałam cicho i kroczyłam dalej.- Tudu tudu tudu tudu tudu tudu tuuuuduuuu trudududuuuuu.
Tak nucąc skradałam się dalej. Nagle usłyszałam krzyk. Dalej nucąc rozejrzałam się myśląc, że zauważyli Sibunę. A nie... Oni zobaczyli..... MNIE. No to mogiła, już po mnie. Ludzie otoczyli mnie z każdej strony.
-Jakieś pomysły zielona trawo- spytałam. Odpowiedziała mi cisza.
Wtedy dwóch z nich wyjęło srebrne patyki(paralizator). Gdy poczułam jak przez me ciało przebiega prąd wpadłam na pomysł. Pora rozpocząć dywersję ,,Taniec i śpiew''. Szybko moja ulubiona piosenka. Hmmm..... A no tak już wiem.
-Cieszą się już wilki. I płaczą jelenie. Że tu dla nas wszystkich. Polowanko się zaczyna. Że tu dla nas wszysktkich. Polowanko się zaczyna.
Koko koko polowanko spoko. Jeleń skacze hen wysoko. Wszyscy razem zaśpiewajmy. Wilkom doping dajmy- śpiewałam, a raczej darłam ryja na cały las. Tańczyłam jak mogłam byleby uniknąć patyka.
Gdy poczułam go znów na ogonie zaczęłam śpiewać głośniej. Do tego jeszcze bardziej zaczęłam wywijać, ale skacząc jeszcze po ludziach.
-Nasze dzielne wilki. To super wataha. Upolować im się uda. Ucieszy się alpha. Upolować im się uda. Ucieszy się alpha HEEEJ!!.-i jeszcze raz refren. Zaczynałam się męczyć, ale ludzie też. Skacząc po nich powodowałam, że ci z patykami wpadali na innych. Tamci też zaczynali wtedy tańczyć. No normalnie fajnie grupa taneczna powstaje. Będą się nazywać ,,Elektro-People'' heh. Zabrać ich do ,,Go to dance, Tylko taniec''. Mnie jako trenera i wygramy. Gdy było ich już mało wyskoczyłam z kółka leżących i pobiegłam szukać Sibuny. Nie kryłam się tylko po prostu gnałam przed siebie. Zahaczałam o jakieś linki i kolejne jaskinie się wywalały. Słabi budowniczy z nich. To już wilki znajdują lepsze jaskinie. Zobaczyłam waderę nagle. Wyhamowałam wpadając przy tym w płachty pod, którymi były klatki. Jeszcze tego brakowało, przyszło mi na myśl. Klatki, patyki może jeszcze te badyle na szyszki(strzelba) albo ostre gałęzie(sztylety) przeniesiecie... CO!!!!....
-Co to robisz?!-wrzasnęła na mnie Sibuna patrząc na klatki.
-Ratuje- nie musiałam dokańczać, bo przed nami stali ludzie z patykami.
-Rób to co ja- wrzasnęłam, a Sibuna tylko na tak odmachnęła głową.
-Wilczęta biegajcie. Żwawo po trawniku. Zdobywajcie jelenie. I będzie po sprawie. Zdobywajcie jelenie. I będzie po sprawie. -śpiewałam i tańczyłam, a biała wadera mnie naśladowała. Po chwili człowieki leżały na ziemi. Odetchnęłam z ulgą. Sibuna przyglądała sie klatkom w tym jednej otwartej. Patrzyłam w tamtą stronę szukając tego co ją tak interesowało. Zobaczyłam tylko trochę czarnej sierści.
-Ta twoja poszukiwana jaki miała kolor futra?-spytałam.
-Inny odcień-usłyszałam w odpowiedzi.
-Czyli tak, ja detektyw Nina mam dla ciebie dwie teorie. Pierwsza khe khem poszukiwana sama uciekła. Druga, ktoś jej pomógł.
Patrzyła na mnie z przerażeniem, co mnie szczerze zdziwiło. Może to, że ktoś pomógł poszukiwanej ją przestraszyło. Nie ten kto pomógł to raczej dobry wilk, bo ryzykował wejście tu. Sibuna dalej patrzyła na mnie. Nagle usłyszałam pamiętne dla mnie kliknięcie. Odwróciłam się. Zobaczyłam dwóch ludzi z badylami na szyszki i kilku z ostrymi gałęziami.
-O kurde-jęknęłam.
W tej samej chwili człowieki strzeliły i ostatnim co mi przyszło do głowy to zasłonięcie się klatkami.
-Za klatki- wrzasnęłam.
 Strzały odbiły się, a ja nie wiedziałam co robić. Nagle przypomniałam sobie o jeziorze. Pobiegłam w jego stronę, bo było moją jedyną nadzieją. W tym samym czasie Sibuna pobiegła w stronę lasu. Gdy wskoczyłam do wody miałam też nadzieję, że z nią wszystko dobrze. Zaczęłam płynąć na drugi brzeg.

(: Nina :)

niedziela, 27 października 2013

Śmierć zbiera swoje plony, które pomagam jej nosić.


Nienawiść, ból i cierpienie innych stworzeń. Słodki zapach zwycięstwa i patrzenie na istoty błagające cię o litość. To było jak wisienka na torcie. Myśleli, że ze mną wygrają? Pokazując mi się na oczy powinni byli wiedzieć co ich czeka- rychła śmierć.
-Lecz teraz odchodzę z mojej krainy mroku. Czas poznać nowe miejsca i siać w nich strach…-szepnęłam do siebie.
Minął dzień, później dwa, aż w końcu tydzień od początku wędrówki. Przez całą drogę ciągnęła się obok mnie nie znana mi dotąd rzeka.
-Chce mi się pić…-spojrzałam kątem oka na rzekę. Ale nie wody. -dodałam w myślach Przede mną rozciągała się jakaś dolina. Zaczęłam węszyć, aż w końcu udało mi się złapać trop zająca. Odwróciłam głowę i ujrzałam puchatego, białego, niczego nieświadomego gryzonia. Podeszłam jak najbliżej do ofiary i poczekałam na odpowiedni moment. W tym samym czasie, gdy mój przyszły posiłek spostrzegł się iż trzeba uciekać, skoczyłam. Wbiłam śnieżnobiałe kły w ciało stworzenia po czym wyssałam z niego krew. Cudowna, ciepła, rubinowa ciecz o dość słodkim smaku. Po chwili miałam w niej ubrudzony cały pysk. Oczywiście nie obeszło się bez skosztowania króliczego mięsa.
Po krótkim posiłku poszłam dalej, na wschód. W końcu pożegnałam się z rzeką, która do tej pory była moją jedyną towarzyszką, nie licząc czarnych ptaków, które były albo bardzo wścibskie i cały czas obserwowały mnie, albo chciały umilić mi Zycie swoją pieśnią -krakanką. Zielony las, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż w ciemności trudno było dostrzec poszczególne barwy. Dzień na szczęście już dawno zastąpiła noc, więc mogłam spokojnie iść na przód, nie tracąc sił przez słońce. Najgorsze były ranki. Nienawidziłam ich, a letnie południa całkiem doprowadzały mnie do szału. Czy nie lepiej by było gdyby na ziemi było ciemno i tylko gwiazdy oświetlały drogę? Czy słońce choć raz na zawsze nie mogłoby się wyłączyć?! Po paru godzinach, gdy kończyła się moja ulubiona pora dnia, zaczęłam szukać w lesie jakiegoś schronienia przed światłem. Byłam dość zmęczona i bardzo chciałam przespać cały dzień. Moim oczom ukazała się mała nora. Weszłam do niej, jednak w środku miała dość sporo miejsca. Było tam naniesione suchej trawy. Ktoś widocznie tu mieszkał, jednak jeśli nie zamierzał pokazywać się przez całą noc, daruję mu życie.
Już zasypiałam, już miałam rozpocząć moje cudowne, koszmarne sny, gdy…
-Grrr…-usłyszałam czyjeś warknięcie. Uniosłam jedno oko w górę. Nade mną stał brązowo-czarny wilk.
-Daj mi spać, a cię nie zabije. –mruknęłam i zamknęłam oczy.
-Kim jesteś i kto ci pozwolił wchodzić do tej nory?!- warknął ponownie. No tak, gdy już ma być wszystko okej, musza pojawić się tego typu komplikacje. Wyszłam z jaskini i stanęłam przed wilkiem. Spojrzałam mu prosto w oczy, a później zrobiłam smutną minkę.
-Jestem tylko samotną wilczycą, która nie ma się gdzie podziać. Moje rodzeństwo poszło w świat i ja również. Miałam nadzieję spotkać jakąś watahę, lecz spotkałam ciebie. –niepostrzeżenie podchodziłam do niego coraz bliżej.
-Myślisz, że się na to nabiorę? Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę.
-Naprawdę sądzisz, że kłamię? Jestem tu nowa i nikogo nie znam…Ale z chęcią bym kogoś poznała…-szepnęłam mu do ucha. –No ale wiesz…Nie pcham się tam gdzie mnie nie chcą. Tak poza tym to fajna norka. Ładnie się urządziłeś. –powiedziałam i powoli odchodziłam w przeciwnym kierunku.
-Em…Zaczekaj…
-Tak?- odwróciłam się.
-Wybacz…Miałem dziś zły dzień…noc…
-Zdarza się. –wiedziałam, że się na to złamie. Wszyscy są tacy sami i tacy przewidywalni.
Podeszłam do niego blisko. Parę centymetrów dzieliło od naszych nosów. –Jeśli chcesz to mogę to zmienić…-spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Niby jak? –podszedł o krok bliżej. Wszystko wyglądało tak romantycznie. Spotkanie przez przypadek, a tu proszę. Jeden centymetr dzieli mnie od niego.
Gdy byłam dostatecznie blisko, owinęłam cieniem jego umysł. Nie widział teraz niczego. Lęk i strach zagościły na chwilę w jego sercu. Wbiłam swoje kły w jego tętnicę. Wydobył z siebie ostatnią solówkę mojej ulubionej piosenki bólu.
-Tak…-szepnęłam. – Już nigdy nie będziesz miał ani złego dnia ani nocy i już nigdy nie będą dla ciebie istnieć, a teraz dobranoc. –powiedziałam i położyłam się w norze. Schowałam się w niej jak najdalej, tak aby nawet najodważniejsze promienie słońca nie mogły mnie dosięgnąć. Co to była za noc…
~Wasza Zgroza- Rose

wtorek, 22 października 2013

Ważne

Dobra, słuchajcie uważnie bo jest sprawa wagi państwowej :D

Jak pewnie zauważyliście, mamy duży i wciąż powiększający się skład ludzi, a jeszcze więcej postaci. Tak więc wpadliśmy na taki pomysł by stworzyć kilka watach. Wstępna myśl jest taka by powstały trzy. Jedna grupa byłaby tworzona przez czarne charaktery. Dwie pozostałe to reszta pogodnych wilków, które muszą się jakoś podzielić bo jest nas za dużo i powoli nie da się ogarnąć kto, gdzie, z kim jest i co robi. A więc te trzy watahy, jak się domyślacie przydałoby się podzielić i wybrać alfy, oraz miejsce na mapie w którym dana grupa miałaby swój stały lokal, to wszystko w komentarzach. A teraz czekamy na wasze propozycje.

A i jeszcze jedno, likwidujemy kolejkę. Aktualnie nie spełnia ona swojego zadania. Po notce Scythe może pisać ten kto ma na to czas i ochotę (tylko musi napisać o tym w komentarzu pod ostatnim wpisem), mamy nadzieję że przez to unikniemy niepotrzebnych zastojów i opóźnień.

Amree & Lilayne

niedziela, 20 października 2013

Rose-Wasza przyszła Zgroza


Imię
Jest jak odurzająca woń czerwonego kwiatu, które nosi imię
Rose
Wiek
Wilczyc o wiek się nie pyta, lecz jeśli musi zaspokoić twoją ciekawość,
odpowie ci zgodnie z prawdą, że liczy sobie
 4 lata
Rasa
W przeszłości, wśród starszych gałęzi drzewa genealogicznego z pewnością znajdziesz chociaż jednego lisa, po którym odziedziczyła niektóre cechy.
Partner
Wielu już próbowało, jednak żaden nie przypadł jej do gustu.
Charakter
Nikt nie wie jaka jest naprawdę. Ma w sobie wiele cech, po których nie łatwo się zorientować które odwzorowują jej prawdziwe „ja” jednak to nie jest jej wina.
 Jest sprytna niczym lis. Chytra, skryta, tajemnicza, inteligentna, ale też i wredna.  Nie ufa nikomu, bo komu mogłaby zaufać? Zaufanie traktuje jako drugie znaczenie lekkomyślności, naiwności i głupoty. Jest za to uczciwa. Dotrzymuje słowa, lecz trzeba uważać czy w jej treści nie ma pewnej luki. Jeśli komuś uda się ją przechytrzyć, nie będzie tego ukrywać. Nie spodziewaj się po niej życzliwości. Ma w sobie wdzięk i urodę, jednak jeśli ją chociaż zobaczyłeś, jak najszybciej uciekaj na drugi koniec świata. Jest nieobliczalna.
Historia
Czyżbyś nie wymagał zbyt wiele?
 Nie dość ci przestrog aby nie napotkać jej na swojej drodze?
Nie zna swojej historii. Wie tylko jak ma na imię i w jaki sposób nienawidzić. Nie pamięta niczego innego od trzecich urodzin. To właśnie wtedy wszystko się zmieniło.
Legenda wg  pewnego starego Szamana, który poznał mowę czarnych ptaków głosi, iż była kiedyś wilczyca, z tym imieniem lecz bez kolców. Natura obdarowała ją pięknym obliczem, lecz złe moce czekały na odpowiednią chwilę by ją zdobyć.

„Tam gdzie było życie, ogień zgasił nadzieję, zostawił po sobie pragnienie. Ostatnia z istot prawdziwych, podeszła do Czarnej Wody, a wyrządziła ona tylko stałe szkody.
Zmieniła wilcze życie, na coś okropnego i nieobliczalnego.”

Niech ta pieśń o legendzie, będzie tobie ostatnią przestrogą.
Nie próbuj jej zmienić, gdyż nic nie pomoże zataić roku zła, ciemności i trwogi.
Uciekaj, jak najdalej, by cię nie dosięgła. Najlepiej jej wcale nie znaj.
Zapomnij o niej, dla dobra swojego, mojego i świata całego.
Charakterystyczne Cechy
Odpowiem ci od razu, byś mógł ją omijać z daleka, lecz niech ci nawet na myśl nie przyjdzie by jej szukać!
Ma czarne, lśniące, miękkie w dotyku  futro. Oczy koloru rubinowego. Na czole ma narysowany, krwisty znak serca, tak jak i na ogonie, oraz na lewej tylnej łapie. Nie obeszło by się bez dwóch róż, za uchem i na ogonie. Przyjrzyj się jej zdjęciu postaci bardzo dokładnie i miej nadzieję, że nigdy więcej jej nie zobaczysz.
Magia
Skoro jest ponoć taka straszna, musi posiadać jakąś moc, prawda?
Owszem. Prawda. Ma moc cienia i umiejętność władania umysłem, który działa tylko na wilki. Potrafi zwabić swoją ofiarę, tak że nie spostrzeże się kiedy przyjdzie jej koniec. Umie tworzyć w nie swoim umyśle marzenia, pragnienia oraz wydobywać z niego strach, ból i cierpienie.
Jej wady
Nie oszukujmy się, przecież każdy je ma. Ona zaś nienawidzi światła. Szczególnie tego co rano wschodzi. Blask słońca ją osłabia w większym, lub mniejszym stopniu. Zależy od pory roku oraz pogody.


 STRZEŻ SIĘ

piątek, 18 października 2013

Nowe Kp. Scythe x Luna.


(Forma Aciddraka w robocie.)
Nazwa Obiektu: Anomalia 69
Numer Obiektu: 69
Imię: Scythe - Zabawka pożerająca innych.
Wiek: Prawie dwa lata.
Płeć: Wadera/Samica
Rasa: Aciddrak.
Opis Rasy: Aciddraki, tak nazywa się obiekty, które powstały w laboratorium w celach wojskowych. Istoty tej nazwy są połączeniem kilku (od dwóch do pięciu) zwierząt w jedną całość. Pierwszym takim żywym stworem był Prototyp lub inaczej Biohazard. Rodzą się w probówkach, a potem są na nich wykonywane testy, aż dopóki nie zostanę sprzedane jako broń dla danej osoby.
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
DNA: Wilk, Smok oraz orzeł.
Pierwiastki Radioaktywne: Rad, Polon oraz Aktyn.
Moce: Panuję nad ogniem i cieniami.
Pochodzenie: Laboratorium na wyspach Tum Devil. Zostało ono jednak zniszczono przez Anomalie 69, Uradium 70 oraz Radiationa 59.
Historia: Wkrótce się dowiecie.
Charakter: Mimo tego iż jest maszyną do zabijania, nie zachowuje się tak. Jest łagodna, przyjazna i czasami nawet zabawna i lubi odwalać. Wewnątrz niej jednak ukryte jest pragnienie ciepła ze strony innych, którego oprócz od Uradium nie odczuła tak naprawdę. Pragnie odnaleźć swoje miejsce na tym świecie mimo, że jej zdaniem, żadne zwierze o zdrowych zmysłach nie zakochałoby się, ani nie zaprzyjaźniło z kimś takim jak ona.
Formy: Forma zwykła oraz Forma Aciddraka.
Cechy Charakterystyczne:
- Fioletowe oczy/Szkarłatne oczy.
- Szkarłatna krew z czarnymi przebarwieniami/szafirowa krew, trująca.
- Uzdrawiające łzy od zatrucia jej krwią.
- Szkielet wykonany z bardzo silnego, nieznanego metalu.
- Szybka Regeneracja.
- Naszyjnik z nieśmiertelnikiem z numerkiem 69.



Nazwa Obiektu: Uradium 70
Numer Obiektu: 70
Imię: Lucy - dziecię klątwy. 
Wiek: Poniżej roku.
Płeć: Wadera/Samica
Rasa: Aciddrak
Partner: Brak
Potomstwo: Brak
DNA: Wilk, lew i waran.
Pierwiastki Radioaktywne: Uran, Rad i Radon.
Pochodzenie: Laboratorium na wyspach Tum Devil. Zostało ono jednak zniszczono przez Anomalie 69, Uradium 70 oraz Radiationa 59.
Historia: Wkrótce się dowiecie
Charakter: Prawie cały czas trzyma się przy Scythe. Jest wybuchowa, energiczna i często wpada w kłopoty. Uważa, że Aciddraki tak jak i inne zwierzęta mogą żyć razem i zakładać rodziny. Często pociesza Scythe tłumacząc jej to.
Formy: Forma zwykła.Nie posiada jako nieliczna formy Aciddraka.
Cechy Charakterystyczne: 
- Srebrne oczy.
- Szkarłatna krew/Złota, trująca
- Uzdrawiające łzy od zatrucia jej krwi
- Szkielet wykonany z bardzo silnego, nieznanego metalu.
- Szybka Regeneracja.
- Bransoletka z numerkiem 70.

***
Musiałam troszkę zmienić KP :) Mam nadzieje, że się nie gniewacie! ♥
Tak obrazki ja robiłam, chociaż szkic ich nie jest mój, lecz brany z internetu! :)
Kolory są trochę pozmieniane. Nie wiem, dlaczego.
(Pomysł Aciddraki by ShevaNova.)
Scythe and Lucy.

Nina

Imię: Nina
Wiek: 3,5 roku
Płeć: Samica

Charakter:
Cechuje ją uczciwość i szczerość. Jest też skromna i cierpliwa. Jest miła, wesoła i sympatyczna. Cechuje ją otwartość wiec łatwo znajduje przyjaciół. Nikomu nie dokucza i nie zaczepia. Wilczyca jest pełna życia i radości. Pracowitość i pomysłowość to również jej cechy. Jest odważna i sprytna. Nina to lojalna wilczyca. Cechują ją pewność siebie i nierozwaga. Rzadko zdarza jej się być ostrożną. Zawsze poświęci się dla przyjaciół. Lubi biegać, pływać, skakać. Kocha szaleć, śmiać się i pomagać. Nie lubi siedzieć w miejscu. Łatwo, bardzo łatwo wpada w tarapaty.
Moc: Wody, ziemi
Historia:
Pochodziła z Watahy wilków ziemi. Jednak ludzie jak to ludzie zabili jej rodzinę. Tylko jej udało się uciec. Od tamtego czasu błądziła po świecie ostrzegając wszystkie watahy magicznych wilków przed ludźmi. Nie chciała, by kogokolwiek jeszcze to spotkało. Pewnego dnia dotarła do Kotliny Uru gdzie poznała Watahę Płonącego Wiatru. Znalazła tam tylko jedną magiczną wilczycę(Emily) więc ostrzegła wilki. Nikt jej jednak nie uwierzył. Postanowiła obserwować ich z daleka. Po kilku dniach stało się to co przewidywała. Ludzie zaatakowali i zabili wszystkich. Białą waderę zabrali zaś ze sobą. Zasmucona pierwszym niepowodzeniem poszła dalej. Minął rok i znów wróciła. Chciała pomóc wilczycy, którą spotkało to samo co ją. Jednak już z daleka poczuła dym. Po chwili zobaczyła płonące laboratorium i uciekające zwierzęta i ludzi. Dostrzegła białą wilczycę uciekającą do lasu. Pobiegła w stronę drzew, bo nie chciała dalej oglądać pożaru i chciała znaleźć waderę.
Znaki szczególne:
niebieska gwiazdka na tylnej łapie i dwie czarne kropki na uchu
Tak więc dodaję nową wilczycę. Będę nią oddzielnie pisać.

środa, 16 października 2013

Nieznośna

         Stałam z otwartym na oścież pyskiem i wpatrywałam się oniemiała w otaczające mnie wilki. Co chwilę inna postać przeskakiwała mi przed nosem śpiewając jakiś naprędce wymyślony przez Reili, teks głupawej piosenki. Już od dłuższego czasu zadawałam sobie pytania z serii: Co tu się w ogóle dzieje?, jednak dopiero teraz zdawało mi się, że dotarłam do granic możliwości wszelkiego absurdu.
          Potrząsnęłam głową starając się dojść do siebie. To niezbyt miłe, a le postrzegałam nowych znajomych za lekko przy głupawych. Miałam nadzieję, że to tylko pierwsze wrażenie, bo takiej masy piosenek i bezsensownych pytań na co dzień nie zniosę. Doprowadzali mnie powoli do lekkiego szału.
          Dzięki moim przemyśleniom wpadł mi do głowy pewien plan. P cichu, coraz bardziej cofałam się w stronę wody. Gdy poczułam pod łapami wilgoć, zapowiadającą bliskość brzegu, wzięłam głęboki wdech i na trzy wskoczyłam do jeziora. Postanowiłam udawać martwą. Schowałam się na dnie i stamtąd oglądałam ich reakcje.
          Przez chwilę stali wpatrując się z konsternacją w wodę, następnie Connor wyszczerzył się i coś zawołał. Wszyscy energicznie pokiwali głowami i z uśmiechem zwrócili się do małej białej wadery, której imienia niestety nie zapamiętałam. No pięknie na prawdę musza być niedorozwinięci skoro maja ubaw z tego, że się utopiłam. Muszę stąd wiać zanim się okaże, że oprócz napadów głupawek i śpiewania durnych piosenek, w nocy zmieniają się w psychopatów i biegają z dzidami po lesie.
          Wilki po bezgłośnej (oczywiście jak dla mnie, woda robi swoje) namowie, patrzą wyczekująco na białą waderę. Ta ze słodkim uśmiechem, bierze rozbieg i wskakuje do wody. Czyżby miała zamiar płynąć mi na ratunek po 5 min radosnej paplaniny? Zaskoczona patrzyłam na nią, a co jeszcze bardziej mnie zdziwiło ona na mnie też. Uśmiechnęła się promiennie i wyskoczyła z wody. Czyżby też umiała... oddychać... nie jak by to nazwać... przebywać pod wodą dużej niż normalne wilki. Odbiłam się od dna, aby wypłynąć na powierzchnie i dowiedzieć się tego czym prędzej.
          Zajęta myślami o umiejętnościach Emily (o właśnie tak miała na imię!) zapomniałam o bożym świecie i o wydarzeniach na brzegu jeziora. Biała waderka, zawołała coś do reszty, a oni z uśmiechami rzucili się do wody. Zdezorientowana zatrzymałam się w połowi die drogi do powierzchni. Zaczęli się pluskać i nurkować, najwyraźniej szukając mnie. Wyszczerzyłam się, chociaż nikt nie mógł tego zobaczyć.  Niewiele myśląc podpłynęłam bliżej powierzchni i ugryzłam delikatnie w ogon przepływającą obok mnie Reili . Przestraszona wynurzyła się , a ja zaraz po niej. Otarła oczy i gdy mnie ujrzała wybuchnęła gromkim śmiechem, nie mogłam się powstrzymać i dołączyłam do niej, a reszta zaprzestała na chwilę zabawy spoglądają na nas bez zrozumienia. Chyba znalazłyśmy wspólny język. Podpłynęłam do niej jeszcze bliżej, a ta jak by rozumiejąc nachyla ucho w moją stronę. Mówię szybko i bez ładu, Reili jednak precyzyjnie załapała o co mi chodzi, a więc przechodzimy do działania.
          Razem synchronicznie ruszyłyśmy w stronę brzegu, z trzy mety od niego zrobiłyśmy fikołki i nadal w wodzie zaczęłyśmy śpiewać. Lekko fałszując wyrzucamy z siebie słowa: 'Pójdę boso"-może nie jest to najlepsza piosenka, jednak na pewno znana przez większość. Tak jak myślałam Connor szybko łapie tekst i śpiewa w kółko refren-dokładnie o to chodziło! W tym samym czasie wraz z Reili, z lekko przerysowaną gracją wyłoniłyśmy się na brzeg i tam dopiero dajemy popis własnych umiejętności. Mała Sibunka, oraz Emily oparły się o siebie bokami wyjąc cienkimi głosikami wniebogłosy. Reili złapała mnie za łapy i odciągnęła mnie na bok i tam zaczęła uczyć mnie skomplikowanego układu (który trudno było nazwać tańcem). Starając się nie przerywać swego "cudnego" śpiewu zaczęłam powtarzać podskoki i podrygi wilczycy. Nie wytrzymałam i zaczęłam się dławić śmiechem, zresztą tak samo jak zbliżający się do nas Connor który na siłę ciągnął w naszą stronę Lanaya. Gdy do nas dołączyli taniec nabrał nowych wibracji. wszyscy razem genialnie się bawiliśmy. A ja jak zwykle głupia, dałam się ponieść emocjom i wygłosiłam własną solówkę fałszując przy tym niebywale! Mogłam się tylko pocieszać, że na pewno taniec przy śpiewie nie wypadł już tak tragicznie.
          Tego było już za wiele i wszyscy wybuchnęli śmiechem. Wydęłam wargi, uniosłam wysoko ogon i udając obrażoną zaczęłam się oddalać godnym krokiem. Śmiech za moimi plecami stała się jeszcze głośniejszy. Porzuciłam swoją wyrafinowaną aktorską pozę i sama zaczęłam turlać się po ziemi wybywając co chwila nieopanowanym śmiechem. Dłuższą chwilę zajęło nam uspokojenie się, bo jak być tu poważnym gdy co rusz ktoś zaczyna rechotać. Kiedy jednak w końcu nam się udało wszyscy zabrali się do wykonywania swoich codziennych prac. Usiadłam i zaczęłam się im przyglądać... no cóż jednak będę musiała zmienić zdanie na ich temat.
          Byli zabawni, radośni no i z lekka szaleni, no może w przypadku Reili nie tak z lekka. Bawiłam się z nimi świetnie jednak teraz gdy zajęli się swoimi obowiązkami poczułam się niepotrzebna. Byłam tak pobudzona, w mięśniach czułam mnóstwo energii, ale nie wiedziałam jak dać jej upust. Oczywiście zamiast wpaść na pomysł by komuś pomóc postanowiłam zabawić się w chuligana i poprzeszkadzać im trochę w obowiązkach. Naprędce wymyśliłam niecny plan a jeszcze szybciej zabrałam się za jego realizację. Najpierw postanowiłam odwiedzić okolice naszej jaskini. Rozejrzałam się dookoła i z zadowoleniem stwierdziłam, że nikt nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Wstałam i zaczęłam skradać się w stronę groty:
-Co robisz?- drgnęłam zaskoczona i spojrzałam na białą waderę.
-Yyy...no wiesz Emily... ja mam niecny plan!-udało mi się w końcu wysłowić więc nie wiem czy byłam w tym momencie bardziej dumna z tego, czy raczej mojego niecodziennego pomysłu.
Waderka przyglądała mi się przez chwilę bez żadnych emocji, a następnie wystawiła ząbki w przebiegłym uśmieszku:
-Mogę też?
-No wiesz... Jasne, że tak!!-odwzajemniłam złowrogi uśmiech.-Naszym pierwszym celem jest Reili.
-To co jej zrobimy?-zapytała z entuzjazmem.
Zastygłam. Czy mogę zdradzić jej cały plan? Czy nie uzna mnie za obłąkaną? Chyba raczej nie, raz się żyje, a wspólnik zawsze się przyda:
-No dobra, spróbuje ci wszystko ładnie objaśnić. A więc widzisz Reili sobie, ładnie i spokojnie zmiata kurz przed wejściem do jaskini...-ucięłam, a wilczyca spojrzała w tamtym kierunku i pokiwała energicznie główką.- A więc nasza beztroska Reili jest zapatrzona w grunt i nie zwraca na nic innego uwagi. Tuż za jej plecami wyrasta wielkie drzewo. Na nim właśnie zamontujemy naszą broń.
Emily przekrzywiła z zaciekawienie główkę i zapytała:
-Jaką broń?
-Piasek.- wyszczerzyłam się.-Tony piasku!
-O kurcze, będziemy ja zasypywać piachem, a ona będzie to zamiatać!-wykrzyknęła i zaczęła się kręcić z ekscytacji.-To od czego zaczynamy?
-Musimy nazbierać trochę piachu i wtachać go jakoś nad tą gałąź nad Reili.
-To da się szybko zrobić.-ledwo dokończyła zdanie i już jej nie było.
Patrzyłam przez chwilę jak mała wilczyca biegnie w kierunku jeziora. Pokiwałam z zadowoleniem głową i udałam się na poszukiwanie jakiejś miski w której byśmy cały ten kurz mogły umieścić. Wbiegłam między pobliskie drzewa i zaczęłam się rozglądać za jakimś większym kawałkiem kory, algo fragmentem wydrążonego pnia. Po chwili wpadł mi w ko dosyć duży wklęsły kamień.
-Uhhh będzie ciężko.-jęknęłam, ale w okolicy nie było niczego innego, co by mogło go zastąpić.
Podeszłam z ociąganiem do kamienia i trąciłam go niepewnie łapą, zakołysał się. Może nie będzie jednak aż tak źle? Chwyciłam go w zęby i uniosłam. Nie był w ogóle ciężki, z trudem uniosłam kąciki warg w zwycięskim uśmiechu i ruszyłam truchtem  w kierunku jeziora.
        Wiała wadera siedziała tam i już czekała na mnie stojąc na straży wielkiej kupki piachu. Wyglądała na zniecierpliwioną, ale kiedy tylko do niej podbiegłam, to wrażenie znikło, a wilczyca zabrała się z wielkim zapałem do przesypywania kurzu do miski:
-Koniec.-sapnęła.-I co dalej?
-Łapiemy za michę i staramy się jakimś cudem niepostrzeżenie wleźć na drzewo.-zmarszczyłam brwi zastanawiając się co jak tego mamy dokonać.
-Może ja pójdę przodem, wejdę na drzewo, a ty po chwili podbiegniesz i podasz mi miskę bym mogła ją wciągnąć?
Pokiwałam zachwycona głową:
-A więc do dzieła!
Emily pobiegła. Patrzyłam jak z gracją wskakuje na drzewo i i prędko sunie po pniu w górę. Po chwili, machnęła mi łapą, dając znak bym teraz ja przybiegła. Złapałam miskę w zęby. Była o wiele cięższa z piachem w środku i aż mnie szczęka zabolała, no ale czego się nie robi aby poirytować trochę innych. ruszyłam jak najszybszym krokiem w stronę drzewa i modliłam się by Reili się nie odwróciła. Tak się nie stało, więc już chwile później mogłam winszować, podając michę Emily.
         Mała waderka nieźle się nagimnastykowała by złapać odpowiednio miskę i wciągną ja do góry, a ja tylko mogłam błagająco pospieszać ją wzrokiem. W końcu się udało. Nasza broń była zaciągnięta na górę. Do rozpoczęcia zabawy brakowało jeszcze tylko mnie. Zaczęłam się pośpiesznie gramolić na gałąź. Jakoś się udało, chociaż nie powiem żeby było tam komfortowo. Zasiadłam jak najwygodniej się dało i wzięłam miskę między łapy, nabrałam garść piasku. Emily zrobiła to samo i popatrzyła na mnie wyczekująco, a małe złowieszcze ogniki szalały w jej oczach:
-Teraz.- szepnęłam.
Obie wyciągnęłyśmy łapy przed siebie, a pach zniknął pomiędzy naszymi pazurami w mgnieniu oka. p chwili leżał już na ziemi w miejscu w który dopiero co Reili skończyła zamiatać. Czarna wadera jak na zawołanie odwróciła się i spojrzała na zakurzony grunt. Jej oczy rozszerzyły się w pełni zdziwienia, a my o mało nie spadłyśmy z gałęzi tłumiąc w sobie usilnie śmiech. Reili natomiast ze znużeniem wymalowanym na pysku ruszyła w stronę piachu i zabrała sie za ponowne zamiatanie. Za to my z garściami ponownie napełnionymi kurzem, szykowałyśmy się z niecierpliwością do nowego ostrzału.
________________________________________________________________
Ana

niedziela, 6 października 2013

Rozmazana krew

     Spojrzałem na siedzącą nieopodal mnie waderę i westchnąłem po raz milionowy. Las jest tak ogromny, a ja jak zawsze muszę muszę mieć takiego pecha i wpaść na tą cholerną waderę.
     Lilayne jakby wyczuwając moje niezbyt ciepłe myśli odwróciła się i rzuciła mi spojrzenie w podobnym tonie i odwróciła się do mnie tyłem. Po chwili zaczęła coś burczeć, dopiero po kilku sekundach oświeciło mnie, że jej monolog jest jednak skierowany do mojej osoby:
-.... masz jakiś konkretny cel, czy może kręcisz się po lesie od tak żeby uprzykrzać mi życie?
- Za wysoko się cenisz, wolałbym cię więcej na oczy nie widzieć.
- Mój blask, cię oślepia?-zażartowała, jednak w jej głosie wyczułem cichy warkot.
- Raczej twój pysk widzę w najgorszych koszmarach...
- Wiesz rozmowa z tobą nigdy donikąd nie prowadzi, wybacz... albo jednak nie, udław się, żegnam.
     Wstała i zaczęła się szybko oddalać. Poczułem ulgę, gdy obserwowałem jej niknącą sylwetkę pośród drzew. Dopiero gdy straciłem wilczycę z oczy wstałem i odszedłem w swoją stronę.
***
     Już od kilku dni miałem gotowy i dokładnie opracowany plan. Teraz wystarczyło tylko zacząć go wcielać w życie. Wychyliłem się z za zarośli by sprawdzić czy moja ofiara jest nadal w zasięgu wzroku. Była. Morderczy uśmiech pojawił się na moim pysku.
A więc zacznijmy grę.
     Wyłoniłem się niespiesznie z otaczającego mnie wcześniej cienia. Wilczyca niczego nieświadoma kręciła się bez celu między drzewami. Jej mina wyrażała lekką irytację. Już niedługo zastąpi ją paniczny strach. Uwielbiam ten moment kiedy ofiara spogląda mi po raz ostatni w oczy, a jej wzrok przepełnia niedowierzanie i nieme błaganie o litość, która nigdy nie nadejdzie. To właśnie dla takich chwil żyję. Zew krwi i mordu przepełnił mój umysł oraz ciało, a wszystkie mięśnie prężyły się pod skórą, nie mogąc już dłużej znieść adrenaliny. Dając upust emocjom, skoczyłem naprzód nie dbając już o to czy wilczyca mnie zobaczy. Ta jednak była tak pogrążona w myślach i bazgrała coś po ziemi, że nie zauważyłaby nawet gdyby przechodziła koło niej orkiestra dęta.
     Gdy zbliżyłem się do niej na odległość kilku kroków, rozkazałem sobie w myślach by zwolnić. Z wymuszonym spokojem zacząłem się do niej skradać od tyły. Po chwili stałem już nad nią, a mój cień rozpostarł się nad jej wilczą sylwetką. Wadera odwróciła się zaskoczona nagłym brakiem słońca, a na mój widok strach błysnął jej w oczach, jednak już po chwili zastąpiła determinacja i wola walki:
-Czego tu chcesz?- zjeżyła się cała.
-Krwi rozmazanej na każdym skrawku tej ziemi!- odwarknąłem i bez ostrzeżenia rzuciłem się na nią.
Wadera szybko rzuciła się w bok i cudem uniknęła moich kłów. Wylądowałem zgrabnie na ziemi i nie przejmując się brakiem powodzenia ataku, przyjąłem pozycję bojową. Wilczyca zdążyła zorientować się w swojej niezbyt ciekawej sytuacji i zrobiła to samo co ja. Szkoda straciłem element zaskoczenia.
      Wystawiłem kły i znów rzuciłem się na waderę. Wilczyca nie traciła czasu na rozmyślanie o ucieczce. Ugięła nogi i wyskoczyła mi na przeciw. Nasze ciała zderzyły się w locie. Wbiłem zęby w jej kark, ona jednak zaskomlała tylko i czym prędzej zrewanżowała mi się zaciskając kły na moim barku. 
     Opadliśmy głucho na ziemię wzbijając w powietrze tumany kurzu. Wilczyca nie dawała za wygraną z zapałem rozszarpując mi bark. Jednak stojąc na ziemi mogłem wykorzystać swoja przewagę w sile i masie. Złapałem mocniej jej kark i zacząłem machać nią na prawo i lewo, zmuszając tym samym by w końcu puściła moje ramię. Gdy to w końcu nastąpiło wziąłem gwałtowniejszy zamach i cisnąłem nią o ziemię. Nie dając jej nawet chwil na to aby się pozbierała, skoczyłem za nią. Wadera wystawiła łapę w obronnym geście, zapierając się o moją pierś. Przy okazji rozorała ja na wskroś, co tylko bardziej mnie rozwścieczyło. Szarpnąłem się pokonując jej marną blokadę. Machnęła rozpaczliwie kończyną, jednak tym razem trafiła w pustą przestrzeń. Ja w tym czasie bez wysiłku pochyliłem się i złapałem zębami za odsłoniętą szyję. Spojrzałem na waderę, która zamarła w jednym momencie. Zacząłem pośpiesznie szukać jej oczu, by uchwycić tą upajającą chwilę.
      Nasze spojrzenia skrzyżowawszy się w tej samej sekundzie. Wilczyca zerkała na mnie rozszerzonymi źrenicami, a jej wzrok wyrażał to wszystko co tak bardzo pragnąłem zobaczyć: strach, ból, niezrozumienie, iskierka marnej nadziei. Mimowolnie uniosłem kąciki warg.
      Następnie zacisnąłem szczęki, a ciepła posoka trysnęła we wszystkich kierunkach. Zalała mi pysk, skropiła sierść i rozpłynęła się dookoła nie wsiąkając w ziemię. Ciało wilczycy drgało w śmiertelnych konwulsjach. Zacisnąłem zęby jeszcze mocniej, niemal odrywając jej głowę. 
      Wtem do moich uszu doszedł potworny wrzask. Nawet nie odwróciłem się by spojrzeć kto tak okropnie zawył. Czym prędzej porzuciłem ciało i skoczyłem w zarośla.
***
-NIEEEEEEE!!!
Zatrzymałem się w pół kroku. Co się dzieje? Czemu ta wariatka drze pysk na cały las. Pokręciłem głową i już miałem ruszyć dalej, kiedy ciszę znów przerwało zawodzenie. Zmarszczyłem brwi. No cóż chyba nic nie zaszkodzi bym sprawdził, co ją tak bardzo wytrąciło z równowagi. Zwinnie zmieniłem kierunek i biegiem ruszyłem w stronę wołania.
     Dotarcie tam zajęło mi dłuższą chwilę, ponieważ krzyki nie powtórzyły się już więcej. Jednak w końcu udało mi się dojrzeć Lilayne siedzącą nad czarnym kształtem. Zwolniłem kroku i z zaciekawieniem zacząłem brnąć w kierunku wilczycy, która trzęsła się jeszcze bardziej niż przy naszym pierwszym spotkaniu. Dopiero gdy się zbliżyłem uderzył we mnie odurzający zapach krwi i śmierci. 
     Zatrzymałem się za waderą i położyłem jej uspokajająco łapę na ramieniu. drgnęła, ale nawet na mnie nie spojrzała. Wyciągnąłem szyję i starałem się zidentyfikować ciało które tak zacięcie osłaniała. Zanim mi się to udało, wadera przestała szlochać, odwróciła łeb i spojrzała na mnie spuchniętymi oczyma, a jej wzrok był pusty:
-To Cynthia, Joysell ją zabił.
__________________________________________________________
Tak wiem, że opóźniam kolejkę, jednak proszę się za to na mnie nie drzeć. Ja dobrze o tym wiem i gdybym mógł to z chęcią bym to zmienił, jednak druga kl. liceum to już nie przelewki. Nauczyciele chcą nas rozszarpać niczym Joysell. Mam tyle nauki że powoli nie wyrabiam i na bloga nie starcza mi czasu. Mam jednak nadzieję, że opłacało się poczekać na notkę.

Amree