niedziela, 27 października 2013

Śmierć zbiera swoje plony, które pomagam jej nosić.


Nienawiść, ból i cierpienie innych stworzeń. Słodki zapach zwycięstwa i patrzenie na istoty błagające cię o litość. To było jak wisienka na torcie. Myśleli, że ze mną wygrają? Pokazując mi się na oczy powinni byli wiedzieć co ich czeka- rychła śmierć.
-Lecz teraz odchodzę z mojej krainy mroku. Czas poznać nowe miejsca i siać w nich strach…-szepnęłam do siebie.
Minął dzień, później dwa, aż w końcu tydzień od początku wędrówki. Przez całą drogę ciągnęła się obok mnie nie znana mi dotąd rzeka.
-Chce mi się pić…-spojrzałam kątem oka na rzekę. Ale nie wody. -dodałam w myślach Przede mną rozciągała się jakaś dolina. Zaczęłam węszyć, aż w końcu udało mi się złapać trop zająca. Odwróciłam głowę i ujrzałam puchatego, białego, niczego nieświadomego gryzonia. Podeszłam jak najbliżej do ofiary i poczekałam na odpowiedni moment. W tym samym czasie, gdy mój przyszły posiłek spostrzegł się iż trzeba uciekać, skoczyłam. Wbiłam śnieżnobiałe kły w ciało stworzenia po czym wyssałam z niego krew. Cudowna, ciepła, rubinowa ciecz o dość słodkim smaku. Po chwili miałam w niej ubrudzony cały pysk. Oczywiście nie obeszło się bez skosztowania króliczego mięsa.
Po krótkim posiłku poszłam dalej, na wschód. W końcu pożegnałam się z rzeką, która do tej pory była moją jedyną towarzyszką, nie licząc czarnych ptaków, które były albo bardzo wścibskie i cały czas obserwowały mnie, albo chciały umilić mi Zycie swoją pieśnią -krakanką. Zielony las, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż w ciemności trudno było dostrzec poszczególne barwy. Dzień na szczęście już dawno zastąpiła noc, więc mogłam spokojnie iść na przód, nie tracąc sił przez słońce. Najgorsze były ranki. Nienawidziłam ich, a letnie południa całkiem doprowadzały mnie do szału. Czy nie lepiej by było gdyby na ziemi było ciemno i tylko gwiazdy oświetlały drogę? Czy słońce choć raz na zawsze nie mogłoby się wyłączyć?! Po paru godzinach, gdy kończyła się moja ulubiona pora dnia, zaczęłam szukać w lesie jakiegoś schronienia przed światłem. Byłam dość zmęczona i bardzo chciałam przespać cały dzień. Moim oczom ukazała się mała nora. Weszłam do niej, jednak w środku miała dość sporo miejsca. Było tam naniesione suchej trawy. Ktoś widocznie tu mieszkał, jednak jeśli nie zamierzał pokazywać się przez całą noc, daruję mu życie.
Już zasypiałam, już miałam rozpocząć moje cudowne, koszmarne sny, gdy…
-Grrr…-usłyszałam czyjeś warknięcie. Uniosłam jedno oko w górę. Nade mną stał brązowo-czarny wilk.
-Daj mi spać, a cię nie zabije. –mruknęłam i zamknęłam oczy.
-Kim jesteś i kto ci pozwolił wchodzić do tej nory?!- warknął ponownie. No tak, gdy już ma być wszystko okej, musza pojawić się tego typu komplikacje. Wyszłam z jaskini i stanęłam przed wilkiem. Spojrzałam mu prosto w oczy, a później zrobiłam smutną minkę.
-Jestem tylko samotną wilczycą, która nie ma się gdzie podziać. Moje rodzeństwo poszło w świat i ja również. Miałam nadzieję spotkać jakąś watahę, lecz spotkałam ciebie. –niepostrzeżenie podchodziłam do niego coraz bliżej.
-Myślisz, że się na to nabiorę? Skąd mam wiedzieć, że mówisz prawdę.
-Naprawdę sądzisz, że kłamię? Jestem tu nowa i nikogo nie znam…Ale z chęcią bym kogoś poznała…-szepnęłam mu do ucha. –No ale wiesz…Nie pcham się tam gdzie mnie nie chcą. Tak poza tym to fajna norka. Ładnie się urządziłeś. –powiedziałam i powoli odchodziłam w przeciwnym kierunku.
-Em…Zaczekaj…
-Tak?- odwróciłam się.
-Wybacz…Miałem dziś zły dzień…noc…
-Zdarza się. –wiedziałam, że się na to złamie. Wszyscy są tacy sami i tacy przewidywalni.
Podeszłam do niego blisko. Parę centymetrów dzieliło od naszych nosów. –Jeśli chcesz to mogę to zmienić…-spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Niby jak? –podszedł o krok bliżej. Wszystko wyglądało tak romantycznie. Spotkanie przez przypadek, a tu proszę. Jeden centymetr dzieli mnie od niego.
Gdy byłam dostatecznie blisko, owinęłam cieniem jego umysł. Nie widział teraz niczego. Lęk i strach zagościły na chwilę w jego sercu. Wbiłam swoje kły w jego tętnicę. Wydobył z siebie ostatnią solówkę mojej ulubionej piosenki bólu.
-Tak…-szepnęłam. – Już nigdy nie będziesz miał ani złego dnia ani nocy i już nigdy nie będą dla ciebie istnieć, a teraz dobranoc. –powiedziałam i położyłam się w norze. Schowałam się w niej jak najdalej, tak aby nawet najodważniejsze promienie słońca nie mogły mnie dosięgnąć. Co to była za noc…
~Wasza Zgroza- Rose

7 komentarzy:

  1. Całkiem dobre ale strasznie krótkie ;D Ledwo ca zacząłem czytać, a tu znienacka koniec...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki ;X
      Ale nie martw się to dopiero rozgrzewka...No wiesz muszę się jeszcze rozkręcić ;X
      ~Wasza Zgroza- Rose

      Usuń
  2. Super notka :) co prawda krótka ale fajna :D ja chce teraz pisać!! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Krótka, tak? Ja widziałam, że na tym blogu biliście rekordy w najkrótszych notkach ;X
      I dzięki ;X
      ~Wasza zgroza-Rose

      Usuń
  3. Cóż, ja już się bać zaczęłam :o Będę cię omijać szerokim łukiem :D Notka fajna ;) taka krwawa ;D krótko trochę no ale fakt - bilismy już rekordy w długościach notek ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że moje ostrzeżenia w końcu do kogoś dotarły. ;X
      No i dziękuję ;X

      Usuń
  4. Fajnie piszesz, ale tytuł mi się nie podoba :D no przykro mi. Wybaczysz?

    OdpowiedzUsuń