Nienawiść, ból i cierpienie innych stworzeń. Słodki zapach
zwycięstwa i patrzenie na istoty błagające cię o litość. To było jak wisienka
na torcie. Myśleli, że ze mną wygrają? Pokazując mi się na oczy powinni byli
wiedzieć co ich czeka- rychła śmierć.
-Lecz teraz odchodzę z mojej krainy mroku. Czas poznać nowe
miejsca i siać w nich strach…-szepnęłam do siebie.
Minął dzień, później dwa, aż w końcu tydzień od początku
wędrówki. Przez całą drogę ciągnęła się obok mnie nie znana mi dotąd rzeka.
-Chce mi się pić…-spojrzałam kątem oka na rzekę. Ale nie wody. -dodałam w myślach Przede mną rozciągała się jakaś dolina.
Zaczęłam węszyć, aż w końcu udało mi się złapać trop zająca. Odwróciłam głowę i
ujrzałam puchatego, białego, niczego nieświadomego gryzonia. Podeszłam jak
najbliżej do ofiary i poczekałam na odpowiedni moment. W tym samym czasie, gdy
mój przyszły posiłek spostrzegł się iż trzeba uciekać, skoczyłam. Wbiłam
śnieżnobiałe kły w ciało stworzenia po czym wyssałam z niego krew. Cudowna,
ciepła, rubinowa ciecz o dość słodkim smaku. Po chwili miałam w niej ubrudzony cały
pysk. Oczywiście nie obeszło się bez skosztowania króliczego mięsa.
Po krótkim posiłku poszłam dalej, na wschód. W końcu
pożegnałam się z rzeką, która do tej pory była moją jedyną towarzyszką, nie
licząc czarnych ptaków, które były albo bardzo wścibskie i cały czas
obserwowały mnie, albo chciały umilić mi Zycie swoją pieśnią -krakanką. Zielony
las, a przynajmniej tak mi się wydawało, gdyż w ciemności trudno było dostrzec
poszczególne barwy. Dzień na szczęście już dawno zastąpiła noc, więc mogłam
spokojnie iść na przód, nie tracąc sił przez słońce. Najgorsze były ranki.
Nienawidziłam ich, a letnie południa całkiem doprowadzały mnie do szału. Czy
nie lepiej by było gdyby na ziemi było ciemno i tylko gwiazdy oświetlały drogę?
Czy słońce choć raz na zawsze nie mogłoby się wyłączyć?! Po paru godzinach, gdy
kończyła się moja ulubiona pora dnia, zaczęłam szukać w lesie jakiegoś
schronienia przed światłem. Byłam dość zmęczona i bardzo chciałam przespać cały
dzień. Moim oczom ukazała się mała nora. Weszłam do niej, jednak w środku miała
dość sporo miejsca. Było tam naniesione suchej trawy. Ktoś widocznie tu
mieszkał, jednak jeśli nie zamierzał pokazywać się przez całą noc, daruję mu
życie.
Już zasypiałam, już miałam rozpocząć moje cudowne, koszmarne
sny, gdy…
-Grrr…-usłyszałam czyjeś warknięcie. Uniosłam jedno oko w
górę. Nade mną stał brązowo-czarny wilk.
-Daj mi spać, a cię nie zabije. –mruknęłam i zamknęłam oczy.
-Kim jesteś i kto ci pozwolił wchodzić do tej nory?!-
warknął ponownie. No tak, gdy już ma być wszystko okej, musza pojawić się tego
typu komplikacje. Wyszłam z jaskini i stanęłam przed wilkiem. Spojrzałam mu
prosto w oczy, a później zrobiłam smutną minkę.
-Jestem tylko samotną wilczycą, która nie ma się gdzie
podziać. Moje rodzeństwo poszło w świat i ja również. Miałam nadzieję spotkać
jakąś watahę, lecz spotkałam ciebie. –niepostrzeżenie podchodziłam do niego
coraz bliżej.
-Myślisz, że się na to nabiorę? Skąd mam wiedzieć, że mówisz
prawdę.
-Naprawdę sądzisz, że kłamię? Jestem tu nowa i nikogo nie
znam…Ale z chęcią bym kogoś poznała…-szepnęłam mu do ucha. –No ale wiesz…Nie
pcham się tam gdzie mnie nie chcą. Tak poza tym to fajna norka. Ładnie się
urządziłeś. –powiedziałam i powoli odchodziłam w przeciwnym kierunku.
-Em…Zaczekaj…
-Tak?- odwróciłam się.
-Wybacz…Miałem dziś zły dzień…noc…
-Zdarza się. –wiedziałam, że się na to złamie. Wszyscy są
tacy sami i tacy przewidywalni.
Podeszłam do niego blisko. Parę centymetrów dzieliło od naszych
nosów. –Jeśli chcesz to mogę to zmienić…-spojrzałam mu głęboko w oczy.
-Niby jak? –podszedł o krok bliżej. Wszystko wyglądało tak
romantycznie. Spotkanie przez przypadek, a tu proszę. Jeden centymetr dzieli
mnie od niego.
Gdy byłam dostatecznie blisko, owinęłam cieniem jego umysł.
Nie widział teraz niczego. Lęk i strach zagościły na chwilę w jego sercu.
Wbiłam swoje kły w jego tętnicę. Wydobył z siebie ostatnią solówkę mojej
ulubionej piosenki bólu.
-Tak…-szepnęłam. – Już nigdy nie będziesz miał ani złego
dnia ani nocy i już nigdy nie będą dla ciebie istnieć, a teraz dobranoc.
–powiedziałam i położyłam się w norze. Schowałam się w niej jak najdalej, tak
aby nawet najodważniejsze promienie słońca nie mogły mnie dosięgnąć. Co to była za noc…
~Wasza Zgroza- Rose
Całkiem dobre ale strasznie krótkie ;D Ledwo ca zacząłem czytać, a tu znienacka koniec...
OdpowiedzUsuńDzięki ;X
UsuńAle nie martw się to dopiero rozgrzewka...No wiesz muszę się jeszcze rozkręcić ;X
~Wasza Zgroza- Rose
Super notka :) co prawda krótka ale fajna :D ja chce teraz pisać!! :D
OdpowiedzUsuńKrótka, tak? Ja widziałam, że na tym blogu biliście rekordy w najkrótszych notkach ;X
UsuńI dzięki ;X
~Wasza zgroza-Rose
Cóż, ja już się bać zaczęłam :o Będę cię omijać szerokim łukiem :D Notka fajna ;) taka krwawa ;D krótko trochę no ale fakt - bilismy już rekordy w długościach notek ;)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że moje ostrzeżenia w końcu do kogoś dotarły. ;X
UsuńNo i dziękuję ;X
Fajnie piszesz, ale tytuł mi się nie podoba :D no przykro mi. Wybaczysz?
OdpowiedzUsuń