piątek, 5 lipca 2013

Nie ty o tym decydujesz księciuniu!

Postawiłam niepewnie łapę na krawędzi. Mój badawczy wzrok przesunął się po lesie kilkanaście metrów pode mną. Skok stąd dla normalnego wilka oznaczałby śmierć, dla mnie to było jak krok w przód. Poczułam jak coś wbija pazurki w mój grzbiet i trzęsie się.
- Nie rób tego Scythe. - poprosił dziecięcy głosik.
Spojrzałam na swoje plecy. Leżała na nim czarna wilczka ok. roczna. Miała szeroko otwarte srebrne ślepka i się trzęsła. Uśmiechnęłam się do niej spokojnie.
- Już dobrze Lucy. Nie bój się. Po prostu zamknij oczy i pomyśl, że płyniemy po morzu.
- Scythe, nie! - krzyknęła otwierając jeszcze szerzej oczy.
Rozłożyłam pierzaste skrzydła i postawiłam oby dwie łapy na krawędzi wbijając w nią pazury. Szykowałam się do skoku.
- Scythe! - wrzasnęła i w tym samym momencie skoczyłam.
***
Pół roku. Całe pół roku zajęło nam dojście aż tutaj. Bez celu. Bez nadziei. Bez niczego. Po prosu szłyśmy tam, gdzie serce nam dyktowało. Ja i moja siostra Lucy. Największym ciężarem było przelecenie nad morzem. Według mnie, bo to ja musiałam używać skrzydeł. Ale było warto. Żyłyśmy i to było chyba najważniejsze. Ale co po życiu bez celu? Trzeba sobie jakiś znaleźć.
Dreptałam wolno i ostrożnie brzegiem rzeki biegnącej od gór i zastanawiałam się, co teraz? Czy przyjdzie nam jeszcze dalej podróżować? Szczerze, myślałam nad znalezieniem jakiegoś miejsca zamieszkania, ale to były tylko przypuszczenia. Westchnęłam głęboko i spojrzałam na śpiącą na moim grzbiecie Lucy. Nie rozumiałam jak można tak ciągle spać. Ja zarwałam już trzecią noc i czułam się póki co dobrze. No może oprócz tego, że co chwila czułam burczenie w brzuchu. Zatrzymałam się i spojrzałam na drzewo obok mnie. Ostrożnie położyłam Lucy w zagłębieniu gałęzi. Zsunęłam się po korze w dół i stanęłam. Wyczuliłam wszystkie wilcze zmysły by określić gdzie najbliżej jest jakaś zwierzyna. W końcu mi się udało.
Jelenie.
Puściłam się biegiem w las odbijając zwinnie od ziemi. Osiągnęłam prawie maksymalną prędkość. Ujrzałam malutką polanę.Nie zatrzymując się nawet, po prostu wyskoczyłam, by po chwili znaleźć się na grzbiecie dorosłego osobnika. Zaczął wierzgać, ale ja byłam szybsza. Wbiłam kły w jego kark. Zacisnęłam szczęki, a ciepła krew rozlała się po moim pysku powodując, że głód się zwiększył. Ścisnęłam mocno. Usłyszałam chrzęst łamanych kości i ryk agonii wydobywający się z gardła rogacza, który rozniósł się echem wokół. Trzymałam go jeszcze długo sprawdzając, czy aby na pewno nie żyję. W końcu rozluźniłam szczęki i odsunęłam łeb od nieboszczyka. Z pyska skapywała mi krew. Oblizałam go i schyliłam się by wgryźć się w ofiarę. Tak bardzo chciałam teraz poczuć słodki smak mięsa.
Ale nie mogłam.
Usłyszałam cichy pomruk i po chwili długie warczenie. Najeżyłam się i obróciłam łeb w tamtą stronę. Czarny basior z zieloną grzywką zmierzał bardzo powoli w moją stronę.
- Ile was tu jeszcze będzie? - spytał warcząc groźnie.
Obróciłam się w jego stronę piorunując go wzrokiem. Wyciągnęłam pazury i obnażyłam kły.
- A ktoś tu jeszcze jest? - spytałam oglądając się niespokojnie.
Był coraz bliżej. Ugięłam łapy gotowa do ataku w razie czego.
- Dużo osób. - zaczął mnie okrążać. - A nowych nie potrzebujemy.
- Nie ty o tym decydujesz księciuniu. - rzuciłam z drwiną.
Chyba nie przywykł do tego, że ktoś mu się sprzeciwia. Teraz to on obnażył kły.. i skoczył.
Zrobiłam szybki zwrot przez co jego kły mnie nie dotknęły. Odbiłam się od ziemi zatapiając kły w jego tylnej łapie. Pociągnęłam wyrywając kawałek mięsa. Zawył, a po chwili zaczęliśmy się szarpać, gryźć i drapać. Tylko nie zmienić krwi na trującą.. Jeszcze nie chce go zabijać. Numerek na bransoletce, którą miałam na łapie zalśnił delikatnie. Poczułam... zimno. Lód. A więc był wilkiem lodu. A wiadomo lód zawsze można roztopić. Tak też zrobiłam. Wokół mnie zatańczyły płomienie, kiedy odrzuciłam go od siebie. Staliśmy na przeciw sobie. Znowu rzuciliśmy się na siebie, ale wtedy zobaczyłam. Trzy kształty wychodzące z lasu.
Czyżby miał posiłki?
___________________________________________
Pierwszy dzień i już walka. To typowe dla mnie!
Scythe And Lucy.

2 komentarze:

  1. Jeśli to takie typowe, to coś czuję, że się nawzajem pozabijamy

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeju ile się tutaj dzieje! Walka! Krew się leje! xD Super notka ;) Wcale nie zjarana :D

    OdpowiedzUsuń