sobota, 13 lipca 2013

Wiewióreczko!

Pędziłem w stronę Lanaya najszybciej jak mogłem i w takim właśnie rozpędzie wpadłem prosto na niego. Przeturlaliśmy się kilka razy, aż w końcu rąbnęliśmy w drzewo i na tym nasza świetna karuzela się skończyła:
- Wiewióreczko! Ile ja cię nie widziałem?! Stary trzeba to wszystko nadrobić. Spotkałem jakąś wilczycę, która nazywa się Lilayne i jej kolegę Amree. I on był wredny. I jakaś wiewiórka, swoją drogą bardzo podobna do ciebie, patrzyła się na mnie, a potem uciekła. I...
- Złaź ze mnie idioto - wystękał. Dopiero po kilku sekundach zorientowałem się, że siedzę sobie na nim i przyciskam jego klatkę piersiową łapą do ziemi.
- Przepraszam - odparłem ze skruchą. - Ale żyjesz jeszcze?
- Jeszcze. Jak tak dalej pójdzie to długo nie pożyję. Mówisz, że spotkałeś wilki?
- Tak spotkałem. Wiesz jaka ona ładna była? I wiesz, co jest najlepsze? Że wiem, gdzie idą. Ponoć nad jeziorem Neo mają swoją jaskinię. Wiesz wataha. Dołączymy do nich?
- Wataha? - Mina nieco mu zrzedła.
- Proszeproszeproszeproszeproszeprosze! Lanay no! Chodź ze mną! To nie daleko.
- Nie wrzeszcz tak mam uszy.
- No wiem. Duże troszku - oznajmiłem, szczerząc się. Wszystko powoli wracało do normy. - Tak w ogóle to musimy uważać na tego Czarnego Pana Zła. Ej to nie on stoi za tobą?
Lanay odwrócił się natychmiast z przerażoną miną, a ja zacząłem zwijać się ze śmiechu. Spojrzał na mnie z niebezpiecznym ogniem w oczach.
- Tylko mnie nie bij - odparłem dusząc się ze śmiechu.
- O patrz tarzasz się w mrowisku - powiedział, spoglądając na trawę.
- ŻE CO?! Teraz mi to mówisz?! Weź to, weź to, weź tooo! One mnie pożrą. Najpierw powyrywają mi futro, a potem mnie zjedzą. To będzie okropne weź je. Zdejmij to ze mnie! - Zacząłem lamentować, wyskakując w powietrze jak z procy i chowając się za Lanayem, co okazało się dosyć trudne.
- Nie wrzeszcz jak baba, to po pierwsze, a po drugie uspokój się tu nie ma żadnych mrówek.
- Cycki ci ukręcę - warknąłem, udając fochniętego.
- Cycki? Ja nie mam cycków.
- Jak se dorobisz to będziesz miał - oznajmiłem wciąż, udając.
- Idziemy za nimi?
- Dobra - odparłem wniebowzięty i hardym krokiem ruszyłem w drogę powrotną.
- Jak chcesz tam dojść?
- Yyy.. po ludzku? Pójdziemy za ich zapachem. Proste. - Pokręciłem głową z politowaniem. Serio? Serio jestem mądrzejszy od niego?
- Wiesz, co mawiała moja mama? Nigdy nie kłóć się z idiotą. Najpierw zniży cię do swojego poziomu, a potem pokona doświadczeniem i właśnie tego dokonałeś. Gratuluję.
- Jaa?! Och dziękuję. Czuję się zaszczycony, ale nie czas na głupstwa. Musimy znaleźć damę mego serca oraz jej niezbyt miłego kolegę.
- Aż tak ci się spodobała? - zapytał unosząc brwi wysoko, wysoko, aż po sam księżyc.
- Jak ją zobaczyłem to mi łapy zmiękły i oczy wypłynęły z oczodołów, a mój ogon razem z wnętrznościami zaczął tańczyć Zumbę. Coś jeszcze?
- Jak wyglądała?
- Miała grzywkę, granatowe futro z takimi żółtymi wstawkami i była śliczna. Cudowna. Miód  oczach, rzygam tęczą i sram cukrem stary.
Spojrzał na mnie z politowaniem i uśmiechnął się. Skoczyłem zadowolony przed siebie i żwawym krokiem ruszyłem w drogę powrotną:
- Ooo! Grzybek! Kolorowy! Lanay popatrz! - Moim oczom ukazała się cała łączka różnokolorowych grzybków.
- Nie radzę ci ich jeść. Mogą być trujące - oznajmił nieco sceptycznie. Spojrzałem na niego moim wzrokiem numer dwa.
- Kolorowe i trujące? To nie ten świat stary. Spróbuj. Albo mam lepszy pomysł. - Uśmiechnąłem się szatańsko. - Zrobimy zawody "Kto zje więcej?". Co ty na to?
- Skoro tak twierdzisz - westchnął, schylił się i pochłonął ślicznego, pomarańczowego grzybka w czerwoną kratkę.
Ja zabrałem się za dwa niebieskie w czerwone kropki i dwadzieścia innych w najróżniejszych kolorach tęczy. Chwilę później świat lekko mi się zamazywał, łapy miałem jak z waty i uśmiech od ucha do ucha. Lanay leżał na plecach niedaleko mnie i oddychał głęboko. Spojrzałem na niego i przyturlałem się do niego:
- Do you speak English? - zapytałem ucieszony.
- No, lo siento - odparł zupełnie poważnie.
- Do you like me?
- Si, por supuesto que no.
- Do not you love me?
- Si.
- What?
- Nasrał ci na pysk ptak.
- Osz ty! - Spróbowałem wstać. - Kiedyś cię dorwę! Pożałujesz tego!
- Qué?
- Shit!
- Oh. Usted es grosero!
- Pfff.... Get out of the tree!
- No.
- Yes.
- No.
- Yes.
- No, no, no. Me gustas.
- Och. Really?
- No. Hahahaha. - Wstałem, otrzepałem się i rąbnąłem go w pysk. - Co ty odwalasz śmieciu?!
Rzucił się na mnie i zaczęliśmy się tarzać po grzybkach. Trochę wbijały mi się w plecy, ale nie było źle. Przeturlaliśmy się po całej polance i urwał mi się film. Odzyskałem świadomość obok jakiegoś jeziora. Ujrzałem przed sobą trzy wilki plus Lanay po mojej lewej, prawie wpadał do wody równie przytomny jak ja. Dźwignąłem się na cztery łapy i rzuciłem się na Amree.
- Kochanie ty moje! Jak ja cię dawno nie widziałem! Koteczku, misiaczku. - Cały jego pysk był już w mojej ślinie, ponieważ sadziłem mu soczyste buziaczki. - Skarbeczku! Gdzie kupiłeś to piękne futerko?! Jesteś śliczny i uroczy jak zawsze i wiesz, co ci powiem? KOCHAM CIĘ!
Obok mnie Lanay robił dokładnie to samo tylko, że skoczył na czarną waderę z białymi wstawkami. Krzyczał coś o jakieś cytrynie czy coś takiego.
- CYTRUŚ kochanie! - Cmok. - Jak ja się za tobą stęskniłem - Cmok. - To ty nawet nie wiesz! - Cmok.
- Amruuu. Jesteś piękny jak zachód słońca, jak księżyc w pełni, jak... jak JA! - mruczałem mu do ucha. Starał się mnie odepchnąć, ale najwyraźniej byłem zbyt ciężki. W pewnej chwili zapłonął, ale ja jedynie uśmiechnąłem się i zalałem go kolejną falą pocałunków i komplementów.
- Cytrynko kochana! Masz oczy głębokie jak dwa oceany, a futro tak lśniące jak gwiazdy na niebie - mówił Lanay. Nie potrafiłem nad sobą zapanować, ale mój kochanek robił się coraz bardziej wściekły, aż wreszcie wybuchnął. I to tak słowo w słowo. Taki ogień od niego buchnął, że poczułem się jak w saunie. Również zapłonąłem.
- Uhuhuh! Koteczku, ale ty jesteś gorący. - Uśmiech nie schodził mi z twarzy, ale Amree najwyraźniej nie był wniebowzięty. Coś w nim się zmieniło. On nie był zły, on był wściekły.

______
Zostawiam was tu ;) Bawcie się dalej przy wymyślaniu historii ;D Co do mojego perfekcyjnego angielskiego i hiszpańskiego to przykro mi, ale ang. uczę się dopiero od 2 lat, a hiszpańskiego nie znam w ogóle. Przetłumaczcie sobie to na Google tłumacz, bo to zdania żywcem skopiowane stamtąd.
Connor - Angielski
Lanay - Hiszpański

7 komentarzy:

  1. Booożeee... omal nie udusiłam się ze śmiechu XD to... to... było ZARĄBIŚCIE! ;D
    *Anubis* - Dobrze, że nie byłam na ich miejscu... - mruczy pod nosem.

    OdpowiedzUsuń
  2. HaHaHaHa! Moje pomysły... uwielbiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Obiecuje ci że to twoje ostatnie chwile błogiego, zjaranego` życia! Czy ty przypadkiem nie miałeś zająć się mizdrzeniem z Lilą!!! Jezu fujjjj!!!! Ale miałem świetny ubaw czytając tą notę, składam wam gratulacje xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję i kłaniam się nisko :D Właśnie boję się co wymyślisz :D Tylko mnie nie zjedz, bo tak między nami to, a nie, nie powiem ci >.< Tylko uważaj na mnie. Muszę żyć :D

      Usuń
  4. Hahaha xD Uśmiałam się jak nigdy :D Twoje pomysły i grzybki :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak to jest jak się zeżre grzybki halucynki xD
    Jebłam, leże i nie wstaję.

    OdpowiedzUsuń