niedziela, 15 grudnia 2013

Lanayek i Connorek

Powrót świadomości był bardzo bolesny. Zwłaszcza, że odbył się z głową wpakowaną w jakieś śmierdzące nadgniłymi awokado futrze. Po otwarciu oczu skonstatowałem, że należy ono do Connora. Z obrzydzeniem odskoczyłem na bezpieczną odległość. Wilk uniósł powoli głowę, jednak zaniechał dalszych ruchów i ta ponownie uderzyła w piasek.
-Con...con... wor...- mój język mnie nie słuchał, majtał się między zębami jak jakaś niewyżyta dżdżownica.
-La...Lanuś!-wydyszał, a na paszczę wylał mu się ogromny uśmiech.-Lanuś, to na prawdę ty??? Jak się cieszę! Nie widziałem cię tak dawno!
-A... gdzie byłem niby?!
-Na drzewku. Drzewko uroooooosło. Było tak wysokie że zniknąłeś. A potem grałem w szachy na zamarzniętym jeziorze... e, ja przecież nie wiem jak się gra... a może już umiem? Laluś kiedy ty na to drzewko wlazłeś?
-Wczoraj...- głos zamarł mi w krtani. To na pewno było wczoraj? Czuję się jakbym przesłał z ryjkiem w connorowym futrze przynajmniej z miesiąc.-Boszu niewiemolaboga!
-Co? Laluś...-począł zbliżać się od mnie wlekąc cielsko(utył nawet trochę ostatnio) w moją stronę.
-Nie zbliżaj się!- wrzasnąłem i począłem uciekać ile sił w łapach. Pędziłem a liście i gałęzie chlastały mój pysk, miedzy zębami miałem grudki ziemi i kawałki kory, nagle spostrzegłem przede mną coś żywego i począłem z trudem hamować... łup. Ciemne wilczysko spojrzało na mnie  zdumione a potem wrzasnęło:
-EMILY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! TU JEST JAKAŚ WIEWIÓRKA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
-Ups.
***
Chłód wnikał między włoski sierści, oszroniona trawa raniła łapy kiedy rodzeństwo przemierzało chłodną polanę. śpieszyli się, czuli tu inne wilki, których nie chcieli spotykać. Po co? Przecież sami sobie wystarczą. Sköll upolowała zająca i z radością nasycili się jego czerwono-fioletowym mięsem. Nie jedli od dłuższego czasu, zbyt blisko byli ludzie, a i chłód robił swoje- zwierzyna ruszała ku cieplejszym terenom. Dni stawały się coraz krótsze, a z nieba sypały pierwsze płatki śniegu. Freaki nie czuł się z tym dobrze. Futro miał cieńsze od siostrzanego i gorzej znosił gwałtowne zmiany temperatury, a przecież zaledwie miesiąc wcześniej ogrzewały ich żółte promienie pustynnego słońca. 

Freaki zbudził się gwałtownie. Był już późny ranek, tak więc zerwał się na cztery łapy przeklinając sen i wszystko z nim związane. Śniła mu się burza i pioruny, lecz pogoda poza snem sugerowała raczej burzę śnieżną. Śnieg sypał znacznie gęstszy niż poprzedniego dina i zacinał, tak więc nawet Freaki, który siedział pod zwalonym pniem dostawał nim raz po raz w nos. Jego siostry nie było. Zawahał się chwilę, czy jest sens ja wołać i w celu sprawdzenia tego począł węszyć. Nie wyczuł w pobliżu Sköll, ale dziwny kwaśny zapach, jakby zepsutych owoców i starego futra. Zaniepokojony podążył za zapachem. Po przejściu może dwustu metrów natknął się na leżącego na błotnistym piasku czarno-białego wilka, w którego sierści wśród łupin jakiegoś zielonego owocu wyraźnie odbił się profil innego wilczego pyska. Z wolna obwąchał znalezisko i już miał zawracać, kiedy łeb leżącego basiora niespodziewanie się uniósł i począł mówić. Freaki zamknął oczy w panice i uciekł. Teraz nie wahał się wołać siostry.
***
Yea, I know ze krótko, ale chciałam zostawić inicjatywę Connorkowi. Lubię moje rodzeństwo.


2 komentarze:

  1. o niee... ;D zeżrą mnie... heheh. Super notka. Pisze ktoś teraz? Mogę ja? :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajna notka :) Reili mnie woła xD Emily!! Tu jest jakaś wiewiórka!! xD to mnie powaliło xD Nie martw się Connor może cię nie zeżrą :)
    To teraz ja :D

    OdpowiedzUsuń