sobota, 8 czerwca 2013

Co się kryje w zaroślach

       Stanąłem u podnóża gór i ostatni raz spojrzałem na wznoszące się ku niebu szczyty. Mój wzrok przebiegł pobieżnie wzdłuż krzywych linii zdobiących horyzont. Nie czułem ukłucia bólu, w gruncie rzeczy nic nie czułem. Było mi obojętne gdzie będzie toczyło się moje życie. Przeniosłem spojrzenie na rozpościerający się przede mną gesty las i sierść mi się zjeżyła. Biła od niego niezwykle silna energia życiowa. Cały bór był nią przepełniony, aż huczał. Potrząsnąłem głową. Od dwóch tygodni stale byłem na nogach, parę godzin snu to stanowczo za mało, mogłem mieć omamy. Jednak coś mi mówiło że ten las żyje.
        Postanowiłem przestać o tym myśleć i zająć się czym pożytecznym. Podszedłem do brzegu rzeki. Odkąd opuściłem granice terytorium, podążałem wraz z jej biegiem. Spojrzałem na swoje falujące w wodzie odbicie. Mój pysk zdobiły liczne zadrapania, pozostałości po starciu z Joysellem. Na wspomnienie o nim wszystko we mnie zawrzało. Wziąłem kilka głębokich oddechów. Po chwili ruszyłem w dalszą drogę.
        Szybkim truchtem pokonałem wiele kilometrów, nie wiedziałem dokąd w ogóle zmierzam. Zapadał powoli zmierzch, a brzeg rzeki nadal raz się oddalał, raz zbliżał towarzysząc mi wędrówce. Zamyślony biegłem machinalnie z opuszczoną głową. Nagle dotarł do mnie znajomy zapach, przystanąłem na chwilę, niepewnie nasłuchując. W panującej dookoła ciszy, dosłyszałem ciche chrzęsty. Dochodziły z naprzeciwka. Nie miałem ochoty oddalać się od rzeki, wiec postanowiłem dalej biec wcześniej obraną ścieżką. Nie przebyłem nawet stu metrów, gdy coś wyskoczyło z za zarośli, a następnie znów się błyskawicznie za nimi znalazło. Uniosłem brwi, a z gardła wydobyło mi się gardzące prychnięcie. Krzaki zaszeleściły. Westchnąłem i wyminąłem kryjówkę rzucając przelotnie:
-Możesz już wyjść, księżniczko.
Z nad zarośli wyłoniły się najpierw uszy, a tuż za nimi, wielkie przerażone oczy. Wilczyca gdy tylko spostrzegła, że nie odszedłem zbyt daleko i się jej przyglądam, szybko schowała się z powrotem.
-Nie bo wcale nie wiem że tam jesteś.
Odpowiedziała mi cisza. Tracąc cierpliwość podszedłem z powrotem do krzaków i wsadziłem między nie łeb, stając twarzą w twarz z rozdygotaną waderą.
-Mam tylko jedno małe pytanie dysząca galareto, jak mi na nie odpowiesz, pójdę sobie w cholerę.
Znów nie doczekałem się odpowiedzi, jednak wadera delikatnie skinęła głową.
To już postęp- pomyślałem.
-Gdzie tu są w pobliżu jakieś góry?
-Lawowe.-odpowiedziała szybko.
-Stamtąd przychodzę, jakieś inne?
-Nie ma. Same równiny i doliny.- powiedziała nieco spokojniej.
Westchnąłem i wycofałem się z krzaków. Pozostało mi tylko dalej trzymać się brzegu rzeki i zobaczyć dokąd mnie to doprowadzi. Nie żegnając się z wilczycą wskoczyłem między drzewa.
~~~~
Amree

6 komentarzy: