niedziela, 9 czerwca 2013

Dziwactwo...

   Byłam futrzastą bombą atomową. Gdyby ktokolwiek się teraz pojawił miałby przepiękne odciski moich zębów. Za kogo on się uważa?! Mufasa się znalazł... Uwaga idzie król wszystkich stworzeń, padać na kolana i czyścić mi drogę... Warknęłam. Targały mną różne emocje, ale najsilniejszy był głód. Zająca mi ukradł, poturbował i poszedł. Wkurzona ruszyłam przed siebie. Mijając kolejne drzewa czułam coraz większą wściekłość. Wypełniała każdy kawałek mojego ciała, nie czułam zmęczenia, głodu czy pragnienia. Traciłam nad sobą panowanie, powoli zamieniając się w maszynkę do zabijania wszystkiego co chodzi. Nie interesowało mnie czy to jest wilk, człowiek czy królik Bugs. Czekam na pełnię księżyca. To będzie zabawa! Przyśpieszyłam kroku, zaczęłam biec, pędzić przed siebie. Minęłam dwie wilczyce. Zobaczyłam tylko zdziwione i przestraszone oczy, nienadąrzające za moim cieniem. Zniknęłam w krzakach i popędziłam dalej przed siebie. Przede mną była jakaś skarpa, rozpędziłam się jeszcze bardziej i.... skoczyłam! Przeleciałam nad zdziwionym czarnym wilkiem i miękko wylądowałam na łapach. Wbiłam pazury w ziemię zostawiając podłużne ślady. Popatrzyłam na odległość jaką przeskoczyłam i lekko przymknęłam oczy upadając na tyłek.
To było dobre...
Wstałam i ponownie ruszyłam przed siebie bez celu. Co ja chce osiągnąć? Nawet żyć mi się nie chce... Ukryłam się w jakiejś jaskini i ułożyłam się podziwiając czarny sufit. Gdzie ja jestem? Głośno ziewnęłam po czym sen objął mnie i zabrał do siebie. 

    Śniłam, że biegnę. Bez celu i czuję się szczęśliwa, obok mnie biegną inne wilki. Bez strachu przeprawiam się przez rzekę, a przed moimi oczami rozpościera się polana z jaskinią i jeziorem. Kładę się przy brzegu i patrzę na inne wilki wpychające się nawzajem do wody. Nagle słońce przysłaniają ciemne chmury, ktoś wrzuca mnie do wody i nie pozwala się wynurzyć. Śmieje się szyderczo topiąc mnie. Brakuje mi powietrza, świat zaczyna wirować. Spadam w dół i ląduje na twardej ziemi. Wszędzie czuć zapach śmierci i rozkładających się ciał nie tylko ludzi. Kruki wzbijają się do lotu, zataczając nade mną koła w powietrzu i upiornie kracząc. Coś się zaczyna dziać. Czerwony księżyc wyłania się zza chmury oświetlając swym krwawym blaskiem wszystko. Zmasakrowane ciała, okrwawione nagrobki, ścieżki i drzewa. Z lasu powoli zaczynają wyłaniać się najdziwniejsze kreatury wyjęte z najgorszych koszmarów. Powykręcane, zmutowane, z naroślami na ciele, bez nóg czy rąk, parę nawet nie ma głowy a w to miejsce wstawione zapalone znicze, z strzykawkami w ciele lub katanami zamiast nóg i rąk. Stałam spokojnie, obojętnie patrząc na te dziwadła. Zatrzymały się parę metrów ode mnie przyglądając mi się z zaciekawieniem, a potem zamieniając się w czarną krew. A ja nadal stałam i obojętnie na to wszystko patrzyłam...
     Otworzyłam oczy. To był sen? Tak najwyraźnej. Słońce zaczynało oświetlać wnętrze jaskini. Dopiero teraz zobaczyłam, że na ścianach w niezrozumiałym dla mnie języku widnieją napisy z czarnej krwi...


~Cynthia

3 komentarze:

  1. Chyba wszyscy powinniśmy umówić się na wizytę na kanapce u lekarza. Dobra, jutro po szkole napiszę kolejną notę okej?

    OdpowiedzUsuń