poniedziałek, 24 czerwca 2013

Zaraza

     Lekko otworzyłam oczy patrząc na Reili biegającą dookoła drzewa, pod którym leżałam. Śpiewała coś. Nie interesowało mnie to. Nic mnie nie interesowało. Moje życie również. Ptaki śpiewały, a raczej wkurzały mnie ich krzykliwe odgłosy. Wydzierały się latając bez celu po niebie. Gdzie tu sens? Wstałam i nic nie mówiąc odeszłam. Nie mam zamiaru wracać. Jestem tam zbędna. Pewnie uważają mnie za nienormalną, albo dziwną. Każdy tak uważa... Ale czy to moja wina, że ich nienawidzę? Tak... moja...
     Szłam już parę godzin przed siebie, bez celu mijając kolejne identyczne drzewa. Cały czas myśląc o tym śnie. O co chodziło z tymi znakami? Wskoczyłam na jakąś skałę i usiadłam podziwiając widok. Byłam ponad mgłą, która zalała świat. Słońce powoli zachodziło pozostawiając świat ciemności. Pełnia. Zawyłam, a w mojej głowie pojawiły się szepty. Nienawidzę tego uczucia. Masa szeptów, niepotrzebne informacje. Jeden szept różnił się od innych, powtarzał tylko jedno słowo: zaraza. Zdziwiona zaczęłam biec w tamtą stronę. Szepty były coraz wyraźniejsze. Było ich więcej i cały czas powtarzały słowo: zaraza...
      Zaczynało coraz bardziej śmierdzieć. Zapach śmierci? Drzewa bez liści zastąpiły soczystą zieleń, czarna spalona trawa i ciernie, które raz po raz przecinały skórę. Mgła powoli zaczęła ustępować i moim oczom ukazał się cmentarz. Ten sam co w moich snach. Pełno trupów leżących przy nagrobkach. Zwierzęta i ludzie. Dzieci... Niepewnie podeszłam do jednego chłopca. Blond włoski opadały na twarz, a niebieskie oczy przyglądały mi się. Może on wcale nie był martwy. Ale z pewnością był porośnięty czarnym grzybem. Tak jak reszta. Nagle jego usta delikatnie się poruszyły.
-Zaraza...
Po czym umarł. Jaka zaraza do cholery?! Ze wszystkich ciał wyrastały grzyby, pyłkowały... Te grzyby były zarazą!! Teraz do mnie doszło.... też muszę być zarażona. Jestem już tutaj za długo. Nagle zrobiło się jeszcze mroczniej, a przede mną pojawiła się wilczyca, a raczej duch wilczycy. Widzę duchy!? Od kiedy?! Uśmiechnęła się jadowicie i powoli zaczęła iść w moją stronę. Z oczu kapała jej krew.
-Kim jesteś? -zapytałam bez grama emocji. Nie mam uczuć.
-Jestem śmiercią... jestem twoją matką Cynthia...
      Obudziłam się z piskiem. Futrzaste stworzenie zwane Reili podbiegło do mnie.
-Wszystko w porządku? Co ci się śniło? Zaśpiewać ci piosenkę? - zaczęła skakać naokoło mnie.
-Nie. Zostaw mnie w spokoju... -odpowiedziałam chłodno i zniknęłam między krzakami...



Wybaczcie, że przez tydzień mnie nie było, ale cierpiałam na brak neta. Nie gniewacie się na córkę śmierci prawda? :3 Mam nadzieję, że notka jakoś wyszła ^.^
~Cynthia

5 komentarzy:

  1. Teraz to mnie zaskoczyłaś. Córka śmierci? Mam się bać? Zjesz mnie? A jak dźgne cię kijkiem w brzuch to naślesz na mnie mame? XD Powiem jedno. Bardzo fajny pomysł. I ja też mam całkiem fajny :D Co ty na to, że Cytryna spotka Connora? ;>

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spoko to może być ciekawe ;> tylko nie rób ze mnie debilki jak Wiewiór >.<

      Usuń
  2. Fakt, mnie również zaskoczyłaś. Widzę, że rozmowy z Panem Szatanem nieco pomogły :D Mnie też nie zabijaj :C Wtedy mnie już nikt nie uratuje :C Fajna notka ;) Kto następny piszę? :)

    OdpowiedzUsuń