niedziela, 30 czerwca 2013

Zabijać się dalej czy zmienić plan

         Przyglądałem się z góry całej akcji. Pode mną zgromadziło się pięć wilków. Nigdzie jednak nie dostrzegłem śladu Joysella. Reili jak zwykle próbowała zagadać, jednak wiewiór nie był skłonny do rozmów. Błagalna mina stojącej za nią Lilayne, wyrażała więcej niż tysiąc słów. Cynthia za to stała trochę z boku rozmawiając z nieznanym mi wilkiem. Jednak po opisie przedstawionym wcześniej przez brata zgadywałem że jest to towarzysz wiewióra.
          Zacząłem się zastanawiać, co powinienem zrobić w tej sytuacji. Po chwili zastanowienia stwierdziłem, że mam to gdzieś. Zostanę tu gdzie jestem, a Joysell jeżeli raczy się pojawić niech się sam tym martwi. Osobiście mogłem iść  o zakład, że zaraz wyskoczy z jakiś krzaczorów i zacznie wszystkim skakać do gardła. Nie czekałem długo na jego pojawienie. Właśnie kiedy kończyłem tą myśl wyłonił się z zarośli z takim wyrazem pyska, że wszystko co żywe powinno wziąć nogi za pas. Wiewiór i drugi wilk spojrzeli na siebie porozumiewawczo po czym wbili badawczy wzrok w Joysella. Reili dalej trajkotała jak nakręcona nie zauważając nawet, że jej domniemany rozmówca odszedł. Wiewiór skierował się w stronę przybyłego basiora i zapytał:
-Coś ci nie pasuje?
-Skąd...wszystko jest w porządku.- przetoczył morderczym wzrokiem po całym towarzystwie.
-Hmmm dobrze.- obrócił się i chciał odejść.
Spojrzałem na brata i ujrzałem błysk w jego oczach, miał już skoczyć na nieświadomego wiewióra, kiedy postanowiłem się odezwać:
-Nie żeby coś, ale on zaraz rozerwie cię na strzępy.
Mój znudzony ton mówił sam za siebie, miałem to gdzieś. Jednak ostatnim razem wiewiór uratował mi życie, wyciągając mnie nieprzytomnego z tego piekielnego morza. Właśnie spłaciłem swój dług. Wiewiór spojrzał tylko przelotem w moją stronę, po czym musiał już zrobić unik przed kłami Joysella. Dwa basiory padły na ziemię i zaczęły się szarpać. Po chwili kłębowisko powiększyło się o towarzysza wiewióra, a na samym końcu do walki dołączyła się Cynthia. Reili stała z otwartym pyskiem, zamarła w pół słowa kiedy w końcu dotarło do niej co się dzieje. Z za niej wystawały wielkie oczy Lilayne. Po chwili wilczyce otrząsnęły się z szoku. Reili podbiegła do kłębowiska latającego wszędzie futra i zaczęła błagać ich o uspokojenie się, jednak po chwili sama została zmuszona do włączenia się do walki.
           Lilayne zaczęła oglądać się spłoszona dookoła, w końcu uniosła wzrok i zobaczyła że siedzę na gałęzi dębu ponad nią. Wspięła się na dwie łapy oparła się o kore sędziwego drzewa i krzyknęła:
-Zrób coś do cholery!
-Wybacz, ale dopiero co zagoiły mi się poprzednie rany. Nie jestem idiotą, nie mam najmniejszego zamiaru się tam pakować.-wskazałem pazurem na walczące wilki.
-Dupek!- warknęła, po czym skoczyła na pomoc Reili.
Złapała wilczycę za ogon i odciągnęła na bok. Czarna wadera zachwiała się delikatnie. Stała na trzech łapach, czwarta podkulona krwawiła obficie tworząc pod nią szkarłatną kałużę. Lilayne zaczęła coś krzyczeć do Reili, jednak nic z tego co powiedziała nie dotarło do mnie przez wszechobecny hałas.
           Nagle oślepiło mnie blade światło, zachwiałem się i runąłem w dół. Uderzyłem głucho w ziemię. Podniosłem się niezgrabnie i poczekałem aż miną mi czarne mroczki. Krajobraz zmienił się diametralnie, wszystko dookoła było skute grubą pokrywą lodu. Wszystkie wilki leżały na ziemi i starały się podnieść, jednak od razu lądowały z powrotem na zamarzniętej ziemi. Pomiędzy nimi górował zadowolony z siebie Joysell. Uśmiechnął się a z jego kłów ohydnie skapywała krew. Po chwili wbił we mnie swój pusty wzrok:
-Teraz zajmę się tobą!-warknął i rzucił się w moja stronę.z
Zrobiłem unik z trudem utrzymując się na łapach. Joysell przeleciał obok i pojechał dalej. W tym samym momencie usłyszałem dziwny syk. Basior który wcześniej rozmawiał z Cynthią stał chwiejnie na łapach z wzrokiem wbitym w ziemię. Lód wokół niego zaczął parować, syczeć i topić się. Poszedłem za przykładem wilka, po chwili lód zniknął, ale za to otaczała nas gęsta mgła.
~~~~~
Przepraszam za zwłokę, ale nie mam ani grama weny.

AMREE

6 komentarzy:

  1. Ououou gorąco się robi... Znaczy zimno bardziej :D Super notka :) Haha a Amree sobie siedzi na drzewie i ma wszystko i wszystkich gdzieś - uwielbiam :D

    No i widzisz! Moje kremówki i żelki pomogły w napisaniu notki xD Będę Cię tym dręczyć, aż do śmierci ;> Łapa mi krwawi :c Ok, tylko w następnej notce niech mi jej nikt nie utnie.. Chcę jeszcze pobiegać sobie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Dobra, teraz wiecznie wkurzona na Amree Lilayne bierze notkę w swoje łapy ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam, chciałabym dołączyć ;)
    Mój gmail : luisa25110@gmail.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej! Czas na MOJĄ. MOC!!! BUAHAHAHA!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ach, ten psychiczny Joysell ;D
    Lód i silny ogień? Myślałam, że będzie woda miast mgły XD

    OdpowiedzUsuń