niedziela, 9 czerwca 2013

Nowy przyjaciel - gadający krzak.


Promienie słoneczne leniwie wdzierały się na błękitną płaszczyznę, zwaną niebem. Otulały cały świat, budząc go do życia. Wokoło unosiła się słodka melodia, nucona przez ptactwo wijące sobie gniazda w koronach drzew. Westchnęłam głęboko, pozwalając, aby do moich płuc dostało się trochę tlenu. Po męczącym biegu, łapy same odmawiały mi posłuszeństwa zamieniając się w galaretę. Ostatkami sił dowlokłam się do niewielkiego strumyka, siadając naprzeciwko swojego wodnego odbicia. Było spokojne, czyste i przejrzyste, dopóki nie zanurzyłam w wodzie pyska, aby ugasić palące mnie pragnienie. Wtedy woda niebezpiecznie zafalowała, zniekształcając zupełnie moje odbicie. W ten zawiał przyjemny, ciepły wiatr, który muskając mój pysk wplątywał się w futro układając je tak, jak chcę. Nie przeszkadzało mi to. Czułam, że żyję. Poczułam jeszcze coś innego. Wystawiłam nos do góry i zaczęłam intensywnie węszyć. To, co poczułam…
To na pewno musi być wilk! – Pomyślałam entuzjastycznie. Wiatr jednak przynosił coraz to nowe wieści.
Krew…
Człowiek…
Smutek…
Nie wiedziałam, gdzie się znajduję. Nie wiedziałam, jak daleki dystans zdołałam przemierzyć od czasu rozpoczęcia mojej wędrówki. Nie byłam też jakoś specjalnie nastawiona do tego, co poczułam. Skoro tam był człowiek, niedługo będzie i tutaj.
Cholera…
Z trudem podniosłam się z ziemi ignorując ból, który chciał przykuć mnie z powrotem do twardego podłoża. Nie myśląc więcej, pobiegłam w stronę, z której dochodziła mieszanina zapachów.
   Noc. Ciemna bariera wkradła się na niebo, zasłaniając słońce. Tym lepiej dla mnie. Moje czarne futro doskonale zgrywało się z otoczeniem, dając mi świetny kamuflaż. Byłam już coraz bliżej celu, gdy nagle poczułam, że z mojej łapy skapuje ciemna substancja.
Krew…
Coraz bardziej zagłębiając się w to tajemnicze miejsce, coraz intensywniej dawał mi się we znaki drażniący zapach krwi. Nagle…
Wilki…
Spalone ciała…
Dużo krwi…
Oni… Nie żyją…
Jedynie te myśli, zdołały teraz przejść przez moją głowę. Wyszłam z mojej kryjówki, cicho stąpając po nasiąkniętej czerwoną substancją ziemi. Nie myliłam się. Nikt nie przeżył. Ludzie są jednak okrutni, podli, bezwzględni. Niektórzy z moich braci, tak szybko musieli pożegnać się z życiem. Niektórzy już w ogóle go nie poznają.
   Po wykonaniu prowizorycznych grobów, sama musiałam to wszystko przemyśleć. Poczułam jednak, że od jakiegoś czasu ktoś mnie obserwuje. Spojrzałam się za siebie. Zauważyłam parę oczu, wyglądających zza krzaka.
Co, jak co, ale ja jeszcze krzaka z parą oczu nie widziałam.. – Pomyślałam i podeszłam do ów obiektu, który mnie obserwował. Gdy tylko przybliżyłam się na pewną odległość, oczy zniknęły, a krzak niebezpiecznie zaszeleścił. Dźwięk łamanej gałązki.
- Chętnie mogłabym zaprzyjaźnić się z gadającym krzakiem, chociaż wolę towarzystwo czegoś… żywego. – Powiedziałam rozbawiona. Usiadłam naprzeciwko mojego nowego przyjaciela w dość komicznej pozie, rozkładając łapy.
- O zielony, nocny i jakże piękny i pełen soczystych liści krzaku! Czy zechcesz objawić mi swe imię? – W ten zza zielonej zasłony wyszła.. wilczyca. Prawie cała była granatowa, a na oko opadała błękitna grzywka, takiego samego koloru, jak ogon. Gdzie niegdzie występowały żółte elementy, dopełniające całość.
- Jestem.. Lilayne. – Powiedziała cicho, tak, że naprawdę musiałam się wysilić, aby usłyszeć jej imię.
- Wybacz moją głuchotę, jednakże czy mogłaby madame powtórzyć swe zapewniam jak piękne imię?
- Lilayne. – Odparła nieco głośniej.
- Witaj Lilayne! Me imię brzmi Reili, pogromca wszelkiego strachu i smutku! Miło mi Cię poznać! – Uśmiechnęłam się promiennie, do nowo poznanej wilczycy.
- Jesteś tu sama? – Spytała.
- A jakże! Tam, gdzie promienie słońca stykają się z linią horyzontu, stamtąd właśnie przybyłam! Pokonywałam różne przeszkody! Szalejące wiatry! Burze i ulewy, aby w końcu dotrzeć do celu! Szczerze powiedziawszy, nigdy nie poznałam żadnego wilka, dlatego Ty, jesteś pierwsza. Strasznie się cieszę, że Cię poznałam! A już myślałam, że poznałam gadającego krzaka! – Na to porównanie, wybuchłam śmiechem. Zauważyłam, że kąciki pyska Lilayne, również lekko uniosły się ku górze. Gdy już opanowałam napad śmiechu, szybko stanęłam na czterech łapach.
- Wiesz co, zaprzyjaźnijmy się! – Rzuciłam entuzjastycznie, wyskakując w powietrze jakbym siedziała na igłach. Stanąwszy na równej ziemi, wyczekiwałam reakcji wilczycy.

~~
Reili

Już nie krzyczcie na mnie :(  Przepraszam, za zwłokę, jednak internet odmawiał mi posłuszeństwa, powodując ból w mym sercu. Jednak pokonałam bestię! Zmęczona, z mnóstwem ran na ciele odniosłam triumfalne zwycięstwo, które umożliwiło mi dodanie wpisu xD Mam nadzieję, że nie zrażę Was moim jakże przedziwnym charakterem :D  Mam nadzieję, że nie będziesz czuć do mnie urazy Lilayne, z powodu, że poznałam Cię pierwszą :) Dziękuję, do widzenia :D

3 komentarze:

  1. Hie hie hie! Tekstami swymi powalasz! Nie zaklepuję kolejki, jak wyjdzie tak będzie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pfahahahah xD Genialne! To teraz ja tak?

    OdpowiedzUsuń
  3. Haha, świetna notka i bynajmniej nie czuję urazy, wręcz zaszczycona :D Ok, to ja rezerwuję sobie notkę po... ee... Lanay? Bo teraz Cynthia, a potem on, tak? xd

    OdpowiedzUsuń